21.06.2018, 12:51:17
Heimdall - Lord of the Sky (1998)
Tracklista:
1. Galvor 02:20
2. Canticle of Heimdall 04:50
3. Lord of the Sky 06:40
4. Bifrost 05:39
5. The Island of Ancient Stone 06:56
6. Under the Silent Moon 02:08
7. Fall of the Bridge 05:11
8. Warriors of Many Ages Past 04:21
9. The Challenge 08:03
10. Sunset 04:04
11. Epilogue 03:03
Rok wydania: 1998
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Claudio Gallo - śpiew
Fabio Calluori - gitara
Carmelo Claps - gitara
Giovanni Canu - bas
Nicolas Calluori - perkusja
Ocena: 5.5/10
2.06.2008
Tracklista:
1. Galvor 02:20
2. Canticle of Heimdall 04:50
3. Lord of the Sky 06:40
4. Bifrost 05:39
5. The Island of Ancient Stone 06:56
6. Under the Silent Moon 02:08
7. Fall of the Bridge 05:11
8. Warriors of Many Ages Past 04:21
9. The Challenge 08:03
10. Sunset 04:04
11. Epilogue 03:03
Rok wydania: 1998
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Claudio Gallo - śpiew
Fabio Calluori - gitara
Carmelo Claps - gitara
Giovanni Canu - bas
Nicolas Calluori - perkusja
Zespół pochodzi z Salerno i powstał w roku 1994.
Jakiś czas upłynął, zanim ustabilizował się skład i wreszcie w maju 1998 przyszedł czas na debiut "Lord of the Sky" wydany przez wytwórnię Elevate Records z Rzymu.
W porównaniu do innych grup włoskich, grających melodyjny power metal, ten zespół grał tu nieco ciężej, wpływ RHAPSODY mieszał się z wczesnym BLIND GUARDIAN, a robota gitarzysty nieco wchodziła w rejony LABIRYNTH i innych, bardziej progresywnie grających zespołów włoskich. Do tego należy dodać epicki wyraz nadany całości i mamy obraz zespołu... No, nie do końca jednak. Wokalista Claudio Gallo to pięta achillesowa. Po prostu jest fatalny, a momentami wręcz żenujący. Pomijam już akcent, ale sama wymowa i umiejętności po prostu słabe. Ludkowie, wspierający go w chórkach, zręcznie go maskują, ale przecież nie mogą robić tego cały czas. Gdy nie śpiewa, można posłuchać gitarzystów. Grać umieją, ale nadmiar skomplikowanych popisów jest tu zupełnie nie na miejscu i zaciemnia główny przekaz. Solówki dobre, niestety zazwyczaj mają mało wspólnego z melodiami, jakie gra w danej chwili drugi gitarzysta. Brzmienie gitar dosyć mocne i podparte jeszcze zasługującą na pochwałę grą basisty, który ze swojego instrumentu robi właściwy użytek. Ogólnie jest kilka dobrych refrenów i motywów, ale wokalista psuje wszystko i płyta męczy. W pewnym momencie zaczyna się to wszystko zlewać i pojawia się wrażenie, że cały czas leci to samo. Trochę lepszych momentów w "Lord of the Sky" i "Fall of the Bridge", kilka nie do końca wykorzystanych ciekawych pomysłów w "The Challenge". Całość w zamyśle tworzy coś w rodzaju zwartej opowieści epickiej, ale krótsze, łączące kompozycje główne utwory wnoszą tu niewiele i płyta nie sprawia wrażenia spójnej.
O ile muzyka jest znośna, to razem z wokalem tworzy całość trudną do przebrnięcia.
Produkcja albumu bardzo przeciętna, a brzmienie perkusji słabe.
Ta pierwsza próba wdarcia się do czołówki melodyjnego power metalu niezbyt udana, nawet jak na dopiero tworzącą się scenę włoską.
Jakiś czas upłynął, zanim ustabilizował się skład i wreszcie w maju 1998 przyszedł czas na debiut "Lord of the Sky" wydany przez wytwórnię Elevate Records z Rzymu.
W porównaniu do innych grup włoskich, grających melodyjny power metal, ten zespół grał tu nieco ciężej, wpływ RHAPSODY mieszał się z wczesnym BLIND GUARDIAN, a robota gitarzysty nieco wchodziła w rejony LABIRYNTH i innych, bardziej progresywnie grających zespołów włoskich. Do tego należy dodać epicki wyraz nadany całości i mamy obraz zespołu... No, nie do końca jednak. Wokalista Claudio Gallo to pięta achillesowa. Po prostu jest fatalny, a momentami wręcz żenujący. Pomijam już akcent, ale sama wymowa i umiejętności po prostu słabe. Ludkowie, wspierający go w chórkach, zręcznie go maskują, ale przecież nie mogą robić tego cały czas. Gdy nie śpiewa, można posłuchać gitarzystów. Grać umieją, ale nadmiar skomplikowanych popisów jest tu zupełnie nie na miejscu i zaciemnia główny przekaz. Solówki dobre, niestety zazwyczaj mają mało wspólnego z melodiami, jakie gra w danej chwili drugi gitarzysta. Brzmienie gitar dosyć mocne i podparte jeszcze zasługującą na pochwałę grą basisty, który ze swojego instrumentu robi właściwy użytek. Ogólnie jest kilka dobrych refrenów i motywów, ale wokalista psuje wszystko i płyta męczy. W pewnym momencie zaczyna się to wszystko zlewać i pojawia się wrażenie, że cały czas leci to samo. Trochę lepszych momentów w "Lord of the Sky" i "Fall of the Bridge", kilka nie do końca wykorzystanych ciekawych pomysłów w "The Challenge". Całość w zamyśle tworzy coś w rodzaju zwartej opowieści epickiej, ale krótsze, łączące kompozycje główne utwory wnoszą tu niewiele i płyta nie sprawia wrażenia spójnej.
O ile muzyka jest znośna, to razem z wokalem tworzy całość trudną do przebrnięcia.
Produkcja albumu bardzo przeciętna, a brzmienie perkusji słabe.
Ta pierwsza próba wdarcia się do czołówki melodyjnego power metalu niezbyt udana, nawet jak na dopiero tworzącą się scenę włoską.
Ocena: 5.5/10
2.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"