Hellfueled
#1
Hellfueled - Volume One (2004)

[Obrazek: R-5134883-1385436537-8613.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Let Me Out 03:40
2. Midnight Lady 04:24
3. Second Deal 03:16
4. Someone Lives Inside 03:32
5. Eternal 03:55
6. Mindbreaker 03:16
7. Sunrise 03:22
8. Live My Life 03:12
9. Rock'n'Roll 03:09
10. Break Free 03:35
11. Hunt Me Down 03:03

Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Andy Alkman - śpiew
Jocke Lundgren - gitara
Henke Lonn - bas
Kent Svensson - perkusja


Zespołów naśladujących BLACK SABBATH z Ozzy Osbournem było i jest mnóstwo, takich które bardziej imitują twórczość Ozzy'ego z późniejszego okresu już mniej. Aby to miało sens, potrzeba wokalisty o głosie ozzopodobnym, solidnego producenta, który nadałby temu właściwy wymiar oraz pewnego medialnego wsparcia, aby muzyka w popularnym i lubianym stylu dotarła do jak największej liczby odbiorców. W Szwecji da się zrobić wszystko, a w mieście Huskvarna nie tylko piły motorowe, jak się okazuje. Stamtąd pochodzi HELLFUELED, początkowo praktycznie nieznany jako FIREBUG. Andy Alkman z głosem Ozziego, dobre studia nagraniowe i niezawodny Fredrik Nordström w roli producenta. I Black Lodge Records w kwietniu 2004 wydaje debiut grupy.

11 krótkich kompozycji o "radiowych" czasach trwania, niecałe 40 minut muzyki. Prosty tytuł debiutu, który od razu zapowiada, że niebawem nastąpi ciąg dalszy.
Płyta musi być rozpatrywana w kategoriach "mocno w stylu O.O." i w takim rozumieniu jest co najmniej dobra. Gitarzysta Jocke Lundgren gra w stylu pośrednim pomiędzy Lee a Wylde, tempa typowe dla Ozzy'ego, melodie przystępne, feeling anglosaski. "Let Me Out" to takie średnie rejony żywiołowej przebojowości Osbourne'a, "Midnight Lady" już bardziej oparty na zrębach sabbathowskich i tu gitarowo bliżej do Iommiego. Udany kawałek, taki żwawy heavy stoner o dużej dawce przebojowości, a pan Alkman jako naśladowca radzi sobie bardzo dobrze, a może nawet lepiej niż Oryginał. Jak jednak ogólnie wiadomo, Ozzy hoduje na grządkach swoich albumów sporo metalowej sałaty i takiej nie zbrakło i tutaj. Dojrzała, wyrośnięta, bezsmakowa sałata to "Second Deal", "Someone Lives Inside" i cała niemal środkowa część płyty, poza może "Eternal" przypominającym w riffach i rytmice kompozycje z albumów BLACK SABBATH z późnych lat 70tych. Bardzo słabo się prezentuje nowocześniejsze podejście do stylu Osbourne'a w "Sunrise" z elementami groove w gitarowej robocie.
Końcówka za to udana i dynamiczny, wypełniony perkusją i chuligańską gitarą "Live My Life" autentycznie buja. "Rock'n'Roll" już mniej i jest to numer z taką szczyptą psychodelicznego ozzowego pokręcenia, którego tu na tym LP jest mało. Przebojowy stoner/melodic heavy "Break Free" potoczysty i świeży w wykonaniu, choć sam motyw główny bardzo już często był stosowany. "Hunt Me Down" na koniec zbyt wiele tu nie wnosi.

Ogólne wrażenie pozytywne, o ile się lubi styl Osbourne'a z solowych płyt. Brak jedynie płaczliwej ballady, co przy radiowym nastawieniu tego albumu nieco dziwi. Sprawny zespół, który wykorzystuje patenty podejrzane u gitarzystów Ozzy'ego oraz najbardziej typową dla tego wykonawcy strukturę i formę kompozycji. Mega hitów brak, ale to dobry, równy poziom muzyki odtwórczej czy raczej na wpół coverowej. Dla fanów heavy metalu a la Osbourne rzecz godna uwagi, kto zaś tego nie lubi, znajdzie tu wszystko, czego u Osbourne'a... nie lubi.
Bardzo dobre brzmienie, nawet lepsze niż na niektórych płytach Mistrza, klasyczne ale zrealizowane nowocześnie.
Debiut na ten zespół zwrócił uwagę i dalej już poszło z górki. HELLFUELED nagrywał, nagrywa, koncertował i koncertować będzie zapewne tak długo, jak długo będzie zapotrzebowanie na substytut oryginału.


ocena: 7/10

23.03.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Hellfueled - przez Memorius - 21.06.2018, 12:59:11

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości