21.06.2018, 14:42:35
Holy Martyr - Invincible (2011)
Tracklista:
1. Iwo Jima 01:49
2. Invincible 05:54
3. Lord Of War 05:35
4. Ghost Dog 05:50
5. The Soul Of My Katana 00:54
6. Shichinin No Samurai 06:45
7. Takeda Shingen 04:41
8. Kagemusha 08:50
9. Sekigahara 07:17
10. Zatoichi 06:40
Rok wydania: 2011
Gatunek: Traditional heavy metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Alex Mereu - śpiew
Ivano Spiga - gitara
Eros Melis - gitara
Nicola Pirroni - bas
Daniele Ferru - perkusja
Ocena 6/10
23.05.2011
Tracklista:
1. Iwo Jima 01:49
2. Invincible 05:54
3. Lord Of War 05:35
4. Ghost Dog 05:50
5. The Soul Of My Katana 00:54
6. Shichinin No Samurai 06:45
7. Takeda Shingen 04:41
8. Kagemusha 08:50
9. Sekigahara 07:17
10. Zatoichi 06:40
Rok wydania: 2011
Gatunek: Traditional heavy metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Alex Mereu - śpiew
Ivano Spiga - gitara
Eros Melis - gitara
Nicola Pirroni - bas
Daniele Ferru - perkusja
Zapewne wszyscy znają taki gatunek filmowy jak spaghetti western.
W porównaniu do westernów amerykańskich są tam potężniejsze eksplozje, rewolwery są większe i strzelają szybciej, konie galopują z większą energią, Indianie są bardziej pomalowani, a czarne charaktery są jeszcze bardziej odrażające i giną w pojedynkach znacznie dłuższych, umierając w niewypowiedzianych męczarniach. Wszyscy Włosi noszą tam też angielsko brzmiące pseudonimy poza Clintem Eastwoodem rzecz jasna.
W ostatnich latach rysować się zaczyna obraz nowego podgatunku tradycyjnego metalu, który można określić mianem spaghetti heavy and /or heavy /power.
Tu już nie chodzi o te angielskie pseudonimy w BURNING BLACK. Chodzi raczej o to, że pojawia się coraz więcej zespołów z Italii grających bardziej rozdzierające mocarnym brzmieniem riffy niż Helstary i takie tam podobne rzeczy z USA z coraz bardziej drapieżnymi, rozkrzyczanymi wokalistami. Dewastujące sekcje rytmiczne, przewalające się z siłą orkanu kompozycje.
ANTHENORA, RED WARLOCK niebawem ponownie CENTVRION...
W porównaniu do westernów amerykańskich są tam potężniejsze eksplozje, rewolwery są większe i strzelają szybciej, konie galopują z większą energią, Indianie są bardziej pomalowani, a czarne charaktery są jeszcze bardziej odrażające i giną w pojedynkach znacznie dłuższych, umierając w niewypowiedzianych męczarniach. Wszyscy Włosi noszą tam też angielsko brzmiące pseudonimy poza Clintem Eastwoodem rzecz jasna.
W ostatnich latach rysować się zaczyna obraz nowego podgatunku tradycyjnego metalu, który można określić mianem spaghetti heavy and /or heavy /power.
Tu już nie chodzi o te angielskie pseudonimy w BURNING BLACK. Chodzi raczej o to, że pojawia się coraz więcej zespołów z Italii grających bardziej rozdzierające mocarnym brzmieniem riffy niż Helstary i takie tam podobne rzeczy z USA z coraz bardziej drapieżnymi, rozkrzyczanymi wokalistami. Dewastujące sekcje rytmiczne, przewalające się z siłą orkanu kompozycje.
ANTHENORA, RED WARLOCK niebawem ponownie CENTVRION...
Jakoś pod ten wózek napakowanego sterydami i przerysowaną mocą grania podczepił się i HOLY MARTYR. Onegdaj ten zespół dewastował jako grupa true epic heavy, aby stopniowo skierować się ku obszarom tradycyjnego heavy metalu, w ich przypadku tyleż tradycyjnego, co tradycyjnie ostatnio nudnawego. Na swojej trzeciej płycie wydanej w maju przez Dragonheart Records, obrali oni za cel już nie hoplitów, a samurajów, ze wskazaniem na jednego, uwiecznionego także na kadrach filmowych. Połowa tytułów jest japońska i zachodziła obawa, że i teksty mogą być w języku japońskim, bo ten zespół po grecku już pośpiewywał wcześniej przy okazji hoplitów. Te obawy okazały się jednak bezpodstawne i to już jest pewien plus, choć nadmienić należy, że Spiritual Beast planuje także wydać ten album w Japonii.
W zawiłości historyczne tematyki tu nie ma co za bardzo wchodzić, bo kto tam podpadł shogunowi i ile koku ryżu skonsumował, zanim został samurajem ścinającym trzy głowy naraz kataną pradziadka, także nie ma większego znaczenia.Ta płyta muzycznie akcentów japońskich nie ma. Żadnego istotnego dla rozwoju fabuły i budowania klimatu brzdąkania na instrumentach narodowych, ani dodających kolorytu popiskiwań gejsz również nie ma. Nie ma też, poza kilkoma fragmentami nastroju podniosłego, uroczystego i bojowego. To po prostu zwykły heavy metal, tradycyjny, mocno zagrany i z jednej strony wykazujący cechy europejskiego heavy lat 80 tych, a z drugiej próbujący flirtować z mocnym amerykańskim wykonaniem. Mocne gitary, mocna perkusja, śmiało śpiewający Mereu ze spaghetti metalowym zadziorem w głosie. HOLY MARTYR cały czas się tu gdzieś spieszy, chyba po to, żeby te ubogie w melodie kompozycje wydały się żwawsze. Ubogie są te sola, częściowo zagłuszane przez perkusję Daniele Ferru, który jak nie umiał grać, tak nie umie nadal, ale ponoć we Włoszech jest niedobór perkusistów, a Lukather jest tylko jeden i wszędzie nie zdąży. Kiedyś HOLY MARTYR miał coś do powiedzenia w dłuższych numerach, teraz jednak taki dla przykładu "Sekigahara" to tłuczenie dwóch -trzech riffów kółko. "Kagemusha"ma się do japońskich odniesień nijak w warstwie muzycznej i stale mi się wydaje, że to jest o hoplitach.
W zawiłości historyczne tematyki tu nie ma co za bardzo wchodzić, bo kto tam podpadł shogunowi i ile koku ryżu skonsumował, zanim został samurajem ścinającym trzy głowy naraz kataną pradziadka, także nie ma większego znaczenia.Ta płyta muzycznie akcentów japońskich nie ma. Żadnego istotnego dla rozwoju fabuły i budowania klimatu brzdąkania na instrumentach narodowych, ani dodających kolorytu popiskiwań gejsz również nie ma. Nie ma też, poza kilkoma fragmentami nastroju podniosłego, uroczystego i bojowego. To po prostu zwykły heavy metal, tradycyjny, mocno zagrany i z jednej strony wykazujący cechy europejskiego heavy lat 80 tych, a z drugiej próbujący flirtować z mocnym amerykańskim wykonaniem. Mocne gitary, mocna perkusja, śmiało śpiewający Mereu ze spaghetti metalowym zadziorem w głosie. HOLY MARTYR cały czas się tu gdzieś spieszy, chyba po to, żeby te ubogie w melodie kompozycje wydały się żwawsze. Ubogie są te sola, częściowo zagłuszane przez perkusję Daniele Ferru, który jak nie umiał grać, tak nie umie nadal, ale ponoć we Włoszech jest niedobór perkusistów, a Lukather jest tylko jeden i wszędzie nie zdąży. Kiedyś HOLY MARTYR miał coś do powiedzenia w dłuższych numerach, teraz jednak taki dla przykładu "Sekigahara" to tłuczenie dwóch -trzech riffów kółko. "Kagemusha"ma się do japońskich odniesień nijak w warstwie muzycznej i stale mi się wydaje, że to jest o hoplitach.
Włosi nie odrobili dokładnie lekcji, nie przygotowali się, jak należy do zajęć i proponując swoją wizję spaghetti/sake heavy metalu zapomnieli, że istnieje też metal japoński. Metal japoński to nie tylko melodic para-metal z filmów anime, to także dla przykładu GAISEN MARCH. Ta płyta to tylko zwykły napakowany sztucznym ożywieniem heavy metal ocierający się o heavy/power, gdzie cała otoczka maskuje i to nieudolnie brak pomysłu na ciekawe, atrakcyjne kompozycje. Takich tu nie ma i gdyby tytuły zamienić na łacińskie to mogłoby to być wszystko o Upadku Cesarstwa Rzymskiego Pod Ciosami Barbarzyńców. No, chyba że WOTAN opatentował to oficjalnie wcześniej.
Jeśli tak, to pozostają tylko hoplici.
Jeśli tak, to pozostają tylko hoplici.
Ocena 6/10
23.05.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"