27.06.2018, 19:31:02
The Rods - Vengeance (2011)
Tracklista:
1. Raise Some Hell 04:23
2. I Just Wanna Rock 04:58
3. Rebels Highway 04:26
4. Ride Free or Die 04:11
5. The Code 05:14
6. Livin' Outside the Law 03:35
7. Let it Ripp 05:57
8. Fight Fire With Fire 04:15
9. Madman 03:31
10. Runnin' Wild 04:42
11. Vengeance 04:45
Rok wydania: 2011
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
David "Rock" Feinstein - śpiew, gitara
Gary Bordonaro - bas, śpiew
Carl Canedy - perkusja
oraz:
Ronnie James Dio - śpiew ("The Code")
Ocena: 7,2/10
25.05.2011
Tracklista:
1. Raise Some Hell 04:23
2. I Just Wanna Rock 04:58
3. Rebels Highway 04:26
4. Ride Free or Die 04:11
5. The Code 05:14
6. Livin' Outside the Law 03:35
7. Let it Ripp 05:57
8. Fight Fire With Fire 04:15
9. Madman 03:31
10. Runnin' Wild 04:42
11. Vengeance 04:45
Rok wydania: 2011
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
David "Rock" Feinstein - śpiew, gitara
Gary Bordonaro - bas, śpiew
Carl Canedy - perkusja
oraz:
Ronnie James Dio - śpiew ("The Code")
Fanom heavy metalu lat 80tych sylwetki Davida "Rock" Feinsteina przedstawiać bliżej nie trzeba.
Gdy Ritchie Blackmore pozyskał cały skład ELF do nagrania swojej pierwszej płyty po odejściu z DEEP PURPLE osamotniony Feinsten założył po pewnym czasie THE RODS i zdobył z ta grupą rozgłos grając tradycyjny heavy metal zaprawiony hard rockiem.Gdy grupa została rozwiązana nie stracił kontaktu z muzykami którzy ją tworzyli i pod różnymi szyldami spotykali się nadal grając rock i metal.W roku 2009 odżyła idea THE RODS w najsłynniejszym składzie i w 25 lat po "Heavier Than Thou" ukazał się album "Vengeance", wydany przez Niji Entertainment Group w maju.
Album szczególny także dlatego, że tu po raz ostatni można usłyszeć nową kompozycję z Ronnie Jamesem Dio jako wokalistą. To nie dziwi, obaj muzycy byli ze sobą blisko spokrewnieni i obaj równocześnie i wspólnie rozpoczynali muzyczną karierę.
Sam Feinstein przez wiele lat nagrywał mało, ostatnio jednak pojawił i jego LP solowy "Bitten by the Beast" (2010) i nowa płyta THE RODS jest stylistycznie do niego zbliżona. Jest to także muzyka, jaką ten zespół grał w latach 80tych i dla wielu to będzie sentymentalna wycieczka w przeszłość.
Płyta ma znakomite heavy metalowe otwarcie w postaci "Raise Some Hell" i tak obecnie mało kto gra tradycyjny heavy metal. Dynamit odpalony przez panów w średnim wieku. Sporo kompozycji to numery zaprawione arena rock/metalem, jaki porywał tłumy w latach 80tych trochę lepszych jak "Rebels Highway" i trochę gorszych ("I Just Wanna Rock").
Feinstein śpiewa na tym albumie nieco gorzej, niż na "Bitten by the Beast", zresztą nigdy nie był wybitnym wokalistą, za to z niezachwianą pewnością gra te swoje zdecydowane sola gitarowe i te są ozdobą każdego utworu. Bywa też bardzo zdecydowany w riffach i szybki "Livin' Outside the Law" z ryczącą gitarą i chwytliwą chuligańską melodią, to jeden z najbardziej przykuwających uwagę kawałków na płycie. Kompozycje szybsze są lepsze, w wolniejszych jak "Fight Fire With Fire", czy "Let it Ripp" trochę wieje nudą mimo że pojawiają się te słynne chórki produkowane przez sekcję rytmiczną.
Skoro mowa o Canedy i Bordonaro. Do Rewelersów by ich nie przyjęli, ale to, co sekcja rytmiczna zrobiła na tym albumie, to jest po prostu niesamowite. Takich bębnów i takiej nawałnicy blach oraz tak wbijającego w ziemię inteligentnego basu, to się na tego typu albumach ostatnio słyszy mało. Wyborna forma tych muzyków, po prostu wyborna.
Nieudany "Madman" jest taki o niczym i nijako zagrany, ale nadrabia rokendrolowy "Runnin' Wild" przypominający mniej przybrudzoną wersję nagrań MOTORHEAD o podobnym charakterze. Ciekawie kończy płytę "Vengeance" i to jest dokładnie odwzorowanie stylu US Metal w najczystszej postaci, jaką grał THOR czy WARRIOR. "The Code" z Dio ma zupełnie inny charakter od tego, co jest na tej płycie. To kompozycja, która z powodzeniem mogła by się znaleźć na późnych albumach DIO, albo na "Dehumanizer" czy ostatnim HEAVEN AND HELL. Tak historia zatoczyła pełny krąg. Feinstein i Dio zaczynali razem i tym razem już zapewne ostatni utwór z Ronnie Jamesem można usłyszeć z gitarowym podkładem Davida "Rocka".
Nie jest to powrót triumfalny, płyta jest nierówna i nieco niezdecydowana stylistycznie. Która jednak z płyta THE RODS taka nie była?
Z pewnością powrót tego zespołu był dobrym posunięciem. Koncerty wypełnią starzy fani, może także nowi, a kilka numerów z tego albumu na pewno poruszy publikę.
Stara gwardia trzyma się dobrze.
Gdy Ritchie Blackmore pozyskał cały skład ELF do nagrania swojej pierwszej płyty po odejściu z DEEP PURPLE osamotniony Feinsten założył po pewnym czasie THE RODS i zdobył z ta grupą rozgłos grając tradycyjny heavy metal zaprawiony hard rockiem.Gdy grupa została rozwiązana nie stracił kontaktu z muzykami którzy ją tworzyli i pod różnymi szyldami spotykali się nadal grając rock i metal.W roku 2009 odżyła idea THE RODS w najsłynniejszym składzie i w 25 lat po "Heavier Than Thou" ukazał się album "Vengeance", wydany przez Niji Entertainment Group w maju.
Album szczególny także dlatego, że tu po raz ostatni można usłyszeć nową kompozycję z Ronnie Jamesem Dio jako wokalistą. To nie dziwi, obaj muzycy byli ze sobą blisko spokrewnieni i obaj równocześnie i wspólnie rozpoczynali muzyczną karierę.
Sam Feinstein przez wiele lat nagrywał mało, ostatnio jednak pojawił i jego LP solowy "Bitten by the Beast" (2010) i nowa płyta THE RODS jest stylistycznie do niego zbliżona. Jest to także muzyka, jaką ten zespół grał w latach 80tych i dla wielu to będzie sentymentalna wycieczka w przeszłość.
Płyta ma znakomite heavy metalowe otwarcie w postaci "Raise Some Hell" i tak obecnie mało kto gra tradycyjny heavy metal. Dynamit odpalony przez panów w średnim wieku. Sporo kompozycji to numery zaprawione arena rock/metalem, jaki porywał tłumy w latach 80tych trochę lepszych jak "Rebels Highway" i trochę gorszych ("I Just Wanna Rock").
Feinstein śpiewa na tym albumie nieco gorzej, niż na "Bitten by the Beast", zresztą nigdy nie był wybitnym wokalistą, za to z niezachwianą pewnością gra te swoje zdecydowane sola gitarowe i te są ozdobą każdego utworu. Bywa też bardzo zdecydowany w riffach i szybki "Livin' Outside the Law" z ryczącą gitarą i chwytliwą chuligańską melodią, to jeden z najbardziej przykuwających uwagę kawałków na płycie. Kompozycje szybsze są lepsze, w wolniejszych jak "Fight Fire With Fire", czy "Let it Ripp" trochę wieje nudą mimo że pojawiają się te słynne chórki produkowane przez sekcję rytmiczną.
Skoro mowa o Canedy i Bordonaro. Do Rewelersów by ich nie przyjęli, ale to, co sekcja rytmiczna zrobiła na tym albumie, to jest po prostu niesamowite. Takich bębnów i takiej nawałnicy blach oraz tak wbijającego w ziemię inteligentnego basu, to się na tego typu albumach ostatnio słyszy mało. Wyborna forma tych muzyków, po prostu wyborna.
Nieudany "Madman" jest taki o niczym i nijako zagrany, ale nadrabia rokendrolowy "Runnin' Wild" przypominający mniej przybrudzoną wersję nagrań MOTORHEAD o podobnym charakterze. Ciekawie kończy płytę "Vengeance" i to jest dokładnie odwzorowanie stylu US Metal w najczystszej postaci, jaką grał THOR czy WARRIOR. "The Code" z Dio ma zupełnie inny charakter od tego, co jest na tej płycie. To kompozycja, która z powodzeniem mogła by się znaleźć na późnych albumach DIO, albo na "Dehumanizer" czy ostatnim HEAVEN AND HELL. Tak historia zatoczyła pełny krąg. Feinstein i Dio zaczynali razem i tym razem już zapewne ostatni utwór z Ronnie Jamesem można usłyszeć z gitarowym podkładem Davida "Rocka".
Nie jest to powrót triumfalny, płyta jest nierówna i nieco niezdecydowana stylistycznie. Która jednak z płyta THE RODS taka nie była?
Z pewnością powrót tego zespołu był dobrym posunięciem. Koncerty wypełnią starzy fani, może także nowi, a kilka numerów z tego albumu na pewno poruszy publikę.
Stara gwardia trzyma się dobrze.
Ocena: 7,2/10
25.05.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"