28.06.2018, 13:50:44
W.A.S.P. - WASP (1984)
Tracklista:
1. I Wanna Be Somebody 03:43
2. L.O.V.E. Machine 03:51
3. The Flame 03:41
4. B.A.D. 03:56
5. School Daze 03:34
6. Hellion 03:38
7. Sleeping (In the Fire) 03:56
8. On Your Knees 03:49
9. Tormentor 04:10
10. The Torture Never Stops 03:56
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, bas
Chris Holmes - gitary
Randy Riper - gitary
Tony Richards - perkusja
Ocena: 8.8/10
10.08.2007
Tracklista:
1. I Wanna Be Somebody 03:43
2. L.O.V.E. Machine 03:51
3. The Flame 03:41
4. B.A.D. 03:56
5. School Daze 03:34
6. Hellion 03:38
7. Sleeping (In the Fire) 03:56
8. On Your Knees 03:49
9. Tormentor 04:10
10. The Torture Never Stops 03:56
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, bas
Chris Holmes - gitary
Randy Riper - gitary
Tony Richards - perkusja
WE ARE SEXUAL PERVERS.
Nie, nie, to żadna deklaracja autora recenzji, a jedynie rozwinięcie skrótu W.A.S.P., zespołu, którego znaczenia dla amerykańskiej sceny heavy metalowej, wyrosłej ze stadionowego glamu, przecenić się nie da. Założony w Los Angeles przez Blakie Lawlessa w roku 1984 zespół był z jednej strony formą odbudowy glamowego manifestu NEW YORK DOLLS w innej, znacznie brutalniejszej, także wizualnie konwencji, z drugiej zaś antytezą dla gładkiego, upozowanego pudel metalu, jaki w pewnym momencie zaczął fascynować młodzież najpierw USA, a potem i innych kontynentów. Sama nazwa miała być wyrażeniem muzycznej postawy grupy, trzeba jednak pamiętać, ąe lata 80-te w USA wciąż były purytańskie, także w metalu i grupa z rozwijania tego skrótu szybko zrezygnowała. Potem i teraz często mówi się o nich po prostu jako o WASP sympatycznym przedstawicielu owadów, który jednak potrafi także ostro użądlić.
Ekipa Lawlessa tez ostro użądlić potrafiła, co doceniła wytwórnia Capitol, zupełnie abstrahując od szokująco widowiskowych koncertów zespołu. Oczywiście wszystko, co tam się działo, działo się na niby, z tym że mięso było prawdziwe i, jak zapewniał potem Lawless, zawsze świeże. Na płycie nie widać nic z tego, za to słychać wszystko bardzo dobrze. Przede wszystkim to, że ten zespół miał od początku własny pomysł na muzykę. To, co inni grali w sposób grzeczny i układny, W.A.S.P. robił z nieprawdopodobną energią, drapieżnością i autentycznym heavy metalowym zacięciem. Oni nie udawali, że grają metal, grając dociążonego hard rocka i glam. Oni już od początku, już na tej płycie, grali heavy metal. Taki, jakiego w USA nikt nie grał, jaki jest typowy tylko dla W.A.S.P. i jaki ta grupa gra pod wodzą Lawlessa do dzisiaj, choć może nieco nowocześniej.
Ten album jest kopalnią waspowych hitów, takich, które się po prostu nigdy nie zestarzeją i nie wypadną z obiegu oraz metalowej świadomości fanów tej grupy.
To klasyka. Klasyką jest "I Wanna Be Somebody", klasyką jest "L.O.V.E Machine", klasyką jest niesamowity "B.A.D." i klasyką są sola, jakie Holmes gra w tych kawałkach. Klasyką jest bas Lawlessa i to, jak Richards tu okłada zestaw perkusyjny. Klasyką jest dobór czasów tych wszystkich numerów, zazwyczaj nieprzekraczających tych radiowych czterech minut i zmasowanie tego heavy metalu w takich zwartych ramach. Klasyką jest zestaw zazwyczaj prostych i w sumie potwornie głupich tekstów. Klasyka. Tak jak i dwa bardziej true metalowe numery, "Hellion" i "Tormentor", które palą żywym ogniem i zawstydzają niejeden zespół w zbrojach, jakie grały w owym czasie. Klasyką są hipnotyczne riffy z "On Your Knees" i to, jak po raz pierwszy Lawless był delikatny w "Sleeping (In The Fire)" i pojawia się pierwsza wielka balladowa kompozycja grupy. Klasyką zapewne też jest słynne dziecięce otwarcie "Schol Daze" i tylko "The Flame" nie jest klasyką, bo to po prostu znacznie słabsza kompozycja.
Jeśli jednak z wersji CD dorzucić dwa mordercze waspowe single "Animal (Fuck Likle The Beast)", odrzucony pierwotnie z płyty jako zbyt obsceniczny i "Show No Mercy", to poziom klasycznego zniszczenia będzie zupełny. Ta płyta stworzyła jednoznacznie i rozpoznawalny styl zespołu oraz wytyczyła kierunek muzyczny na kolejne 25 lat.
Pierwszy wielki klasyczny album W.A.S.P. bez rozwijania skrótu. Muzyka broni się sama, bez marketingowej otoczki.
Nie, nie, to żadna deklaracja autora recenzji, a jedynie rozwinięcie skrótu W.A.S.P., zespołu, którego znaczenia dla amerykańskiej sceny heavy metalowej, wyrosłej ze stadionowego glamu, przecenić się nie da. Założony w Los Angeles przez Blakie Lawlessa w roku 1984 zespół był z jednej strony formą odbudowy glamowego manifestu NEW YORK DOLLS w innej, znacznie brutalniejszej, także wizualnie konwencji, z drugiej zaś antytezą dla gładkiego, upozowanego pudel metalu, jaki w pewnym momencie zaczął fascynować młodzież najpierw USA, a potem i innych kontynentów. Sama nazwa miała być wyrażeniem muzycznej postawy grupy, trzeba jednak pamiętać, ąe lata 80-te w USA wciąż były purytańskie, także w metalu i grupa z rozwijania tego skrótu szybko zrezygnowała. Potem i teraz często mówi się o nich po prostu jako o WASP sympatycznym przedstawicielu owadów, który jednak potrafi także ostro użądlić.
Ekipa Lawlessa tez ostro użądlić potrafiła, co doceniła wytwórnia Capitol, zupełnie abstrahując od szokująco widowiskowych koncertów zespołu. Oczywiście wszystko, co tam się działo, działo się na niby, z tym że mięso było prawdziwe i, jak zapewniał potem Lawless, zawsze świeże. Na płycie nie widać nic z tego, za to słychać wszystko bardzo dobrze. Przede wszystkim to, że ten zespół miał od początku własny pomysł na muzykę. To, co inni grali w sposób grzeczny i układny, W.A.S.P. robił z nieprawdopodobną energią, drapieżnością i autentycznym heavy metalowym zacięciem. Oni nie udawali, że grają metal, grając dociążonego hard rocka i glam. Oni już od początku, już na tej płycie, grali heavy metal. Taki, jakiego w USA nikt nie grał, jaki jest typowy tylko dla W.A.S.P. i jaki ta grupa gra pod wodzą Lawlessa do dzisiaj, choć może nieco nowocześniej.
Ten album jest kopalnią waspowych hitów, takich, które się po prostu nigdy nie zestarzeją i nie wypadną z obiegu oraz metalowej świadomości fanów tej grupy.
To klasyka. Klasyką jest "I Wanna Be Somebody", klasyką jest "L.O.V.E Machine", klasyką jest niesamowity "B.A.D." i klasyką są sola, jakie Holmes gra w tych kawałkach. Klasyką jest bas Lawlessa i to, jak Richards tu okłada zestaw perkusyjny. Klasyką jest dobór czasów tych wszystkich numerów, zazwyczaj nieprzekraczających tych radiowych czterech minut i zmasowanie tego heavy metalu w takich zwartych ramach. Klasyką jest zestaw zazwyczaj prostych i w sumie potwornie głupich tekstów. Klasyka. Tak jak i dwa bardziej true metalowe numery, "Hellion" i "Tormentor", które palą żywym ogniem i zawstydzają niejeden zespół w zbrojach, jakie grały w owym czasie. Klasyką są hipnotyczne riffy z "On Your Knees" i to, jak po raz pierwszy Lawless był delikatny w "Sleeping (In The Fire)" i pojawia się pierwsza wielka balladowa kompozycja grupy. Klasyką zapewne też jest słynne dziecięce otwarcie "Schol Daze" i tylko "The Flame" nie jest klasyką, bo to po prostu znacznie słabsza kompozycja.
Jeśli jednak z wersji CD dorzucić dwa mordercze waspowe single "Animal (Fuck Likle The Beast)", odrzucony pierwotnie z płyty jako zbyt obsceniczny i "Show No Mercy", to poziom klasycznego zniszczenia będzie zupełny. Ta płyta stworzyła jednoznacznie i rozpoznawalny styl zespołu oraz wytyczyła kierunek muzyczny na kolejne 25 lat.
Pierwszy wielki klasyczny album W.A.S.P. bez rozwijania skrótu. Muzyka broni się sama, bez marketingowej otoczki.
Ocena: 8.8/10
10.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"