28.06.2018, 13:55:17
W.A.S.P. - Still Not Black Enough (1995)
Tracklista:
1. Still Not Black Enough 04:02
2. Somebody To Love (Jefferson Airplane Cover) 02:51
3. Black Forever 03:17
4. Scared To Death 05:03
5. Goodbye America 04:48
6. Keep Holding On 04:04
7. Rock And Roll To Death 03:45
8. Breathe 03:45
9. I Can't 03:08
10. No Way Out Of Here 03:39
Rok wydania: 1995
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, gitara akustyczna, bas, sitar, pianino, organy
Frankie Banali - perkusja
oraz
Bob Kulick - gitara
Ocena: 7.2/10
16.08.2007
Tracklista:
1. Still Not Black Enough 04:02
2. Somebody To Love (Jefferson Airplane Cover) 02:51
3. Black Forever 03:17
4. Scared To Death 05:03
5. Goodbye America 04:48
6. Keep Holding On 04:04
7. Rock And Roll To Death 03:45
8. Breathe 03:45
9. I Can't 03:08
10. No Way Out Of Here 03:39
Rok wydania: 1995
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, gitara akustyczna, bas, sitar, pianino, organy
Frankie Banali - perkusja
oraz
Bob Kulick - gitara
Lawless nigdy nie powiedział, że nie wróci. Wrócił na dobre w 1995 roku, choć w zasadzie sam, ponownie korzystając tylko z pomocy Frankie Banali jako perkusisty. Tym razem premiera odbyła się w Japonii nakładem Victor w czerwcu, co więcej nie było wydania amerykańskiego i poza Japonią w tym samym niemal czasie LP zaprezentowała londyńska wytwórnia Raw Power.
Blackie wrócił delikatny, romantyczny, rozmarzony i rockowy.
Tak, to najbardziej rockowa płyta pod szyldem W.A.S.P., bo płyta ukazała się firmowana tą nazwą, którą zaczęło szanować i doceniać coraz więcej ludzi, mimo że grupa faktycznie nie istniała od lat. Płyta to osobista i najbardziej słyszalne jest to w utkanej z delikatnych dźwięków balladzie "Keep Holding On". Elektryczne skrzypce Marka Josephsona, wysmakowane instrumenty perkusyjne, pianino. Romantyczna, pościelowa ballada bez śladu agresji i metalowej energii. Tak, to rockowa płyta i dobór oraz sposób wykonania covera "Somebody To Love" też to podkreśla.
Tam, gdzie granie jest ostrzejsze i bardziej tradycyjne dla W.A.S.P., jak w "Still Not Black Enough", nieco ukrytego mroku, ale i trywialnego glamu, odegranego po prostu w waspowym stylu, jak w "Black Forever". Gitary niezbyt ciężkie i daleko im do tych z "The Headless Chidren", ale w ponurym "Scared To Death" ze znakomitymi chórkami zaproszonych gości i perkusją tym, razem Howlanda. Lawless intryguje ponownie w jakiś sposób, podchodząc do muzycznych rozważań z "The Crimson Idol". Na tej płycie brak myśli przewodniej. Dlaczego po raz tysięczny trzeba eksploatować oparty na 12 taktowym boogie rock'n'roll "Rock And Roll To Death", brzmiący jak cover z lat 60-tych czy nawet 50-tych, a żale w "Goodbye America" jedynie w refrenie bardziej zwracają uwagę.
Osobista płyta. "Breathe" jest piękny i szczery i dużo, dużo lepszy od "Keep Holding On". To jedna z najpiękniejszych łagodnych kompozycji Lawlessa, pełna ciepła i wyciszenia. Porusza, wzrusza, zmusza do przemyśleń... A przy tym jest taka prosta. Osobista płyta i tak mało tu elektryczności, ale czy "I Can't" nie jest aż zanadto osobisty? Niezwykły wokal w pierwszej części i jest ona dużo ciekawsza od przeciętnej, typowej dla ostrego Lawlessa, części drugiej. Takie sobie zakończenie w postaci zagranego w średnim tempie "No Way Out Of Here", gdzie ujawnia się pewien gitarowy brak mocy na tym albumie, mimo że drugim gitarzystą jest ponownie Bob Kulick.
Wciąż to W.A.S.P., nie ma co do tego żadnej wątpliwości, ale tu czegoś brak. Najbardziej jakiejś spójności w tych muzycznych rozważaniach.
Ponadto pod względem produkcyjnym to jeden ze słabszych LP zespołu i ustawienie gitar w mocniejszych kompozycjach niweczy efekt końcowy. Akustyczna gitara Lawlessa tez już pobrzmiewała lepiej... Tak jak i perkusja Banali. Ta płyta często bywa pomijana w dyskografii W.A.S.P., przypisuje się ją wyłącznie Lawlessowi, a przecież to nadal ten sam zespół.
Album ukazał się w czasie zastoju tradycyjnego metalu, a jako po części rockowy nie dotarł do publiczności, która oczekiwała mocniejszego grania. Dla fanów typowego rocka znów album okazał zbyt ciężki miejscami.
Czy tak chciał wrócić Lawless? Dwa lata później wyładował całą frustrację i rozliczył się ze światem na brutalnej płycie "Kill, Fuck, Die".
Tak, to najbardziej rockowa płyta pod szyldem W.A.S.P., bo płyta ukazała się firmowana tą nazwą, którą zaczęło szanować i doceniać coraz więcej ludzi, mimo że grupa faktycznie nie istniała od lat. Płyta to osobista i najbardziej słyszalne jest to w utkanej z delikatnych dźwięków balladzie "Keep Holding On". Elektryczne skrzypce Marka Josephsona, wysmakowane instrumenty perkusyjne, pianino. Romantyczna, pościelowa ballada bez śladu agresji i metalowej energii. Tak, to rockowa płyta i dobór oraz sposób wykonania covera "Somebody To Love" też to podkreśla.
Tam, gdzie granie jest ostrzejsze i bardziej tradycyjne dla W.A.S.P., jak w "Still Not Black Enough", nieco ukrytego mroku, ale i trywialnego glamu, odegranego po prostu w waspowym stylu, jak w "Black Forever". Gitary niezbyt ciężkie i daleko im do tych z "The Headless Chidren", ale w ponurym "Scared To Death" ze znakomitymi chórkami zaproszonych gości i perkusją tym, razem Howlanda. Lawless intryguje ponownie w jakiś sposób, podchodząc do muzycznych rozważań z "The Crimson Idol". Na tej płycie brak myśli przewodniej. Dlaczego po raz tysięczny trzeba eksploatować oparty na 12 taktowym boogie rock'n'roll "Rock And Roll To Death", brzmiący jak cover z lat 60-tych czy nawet 50-tych, a żale w "Goodbye America" jedynie w refrenie bardziej zwracają uwagę.
Osobista płyta. "Breathe" jest piękny i szczery i dużo, dużo lepszy od "Keep Holding On". To jedna z najpiękniejszych łagodnych kompozycji Lawlessa, pełna ciepła i wyciszenia. Porusza, wzrusza, zmusza do przemyśleń... A przy tym jest taka prosta. Osobista płyta i tak mało tu elektryczności, ale czy "I Can't" nie jest aż zanadto osobisty? Niezwykły wokal w pierwszej części i jest ona dużo ciekawsza od przeciętnej, typowej dla ostrego Lawlessa, części drugiej. Takie sobie zakończenie w postaci zagranego w średnim tempie "No Way Out Of Here", gdzie ujawnia się pewien gitarowy brak mocy na tym albumie, mimo że drugim gitarzystą jest ponownie Bob Kulick.
Wciąż to W.A.S.P., nie ma co do tego żadnej wątpliwości, ale tu czegoś brak. Najbardziej jakiejś spójności w tych muzycznych rozważaniach.
Ponadto pod względem produkcyjnym to jeden ze słabszych LP zespołu i ustawienie gitar w mocniejszych kompozycjach niweczy efekt końcowy. Akustyczna gitara Lawlessa tez już pobrzmiewała lepiej... Tak jak i perkusja Banali. Ta płyta często bywa pomijana w dyskografii W.A.S.P., przypisuje się ją wyłącznie Lawlessowi, a przecież to nadal ten sam zespół.
Album ukazał się w czasie zastoju tradycyjnego metalu, a jako po części rockowy nie dotarł do publiczności, która oczekiwała mocniejszego grania. Dla fanów typowego rocka znów album okazał zbyt ciężki miejscami.
Czy tak chciał wrócić Lawless? Dwa lata później wyładował całą frustrację i rozliczył się ze światem na brutalnej płycie "Kill, Fuck, Die".
Ocena: 7.2/10
16.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"