28.06.2018, 14:00:36
W.A.S.P. - The Neon God: Part One - The Rise (2004)
Tracklista:
1. Overture 03:32
2. Why Am I Here 00:35
3. Wishing Well 03:33
4. Sister Sadie (And The Black Habits) 07:43
5. The Rise 02:29
6. Why Am I Nothing 00:58
7. Asylum #9 06:18
8. The Red Room Of The Rising Sun 04:41
9. What I'll Never Find 06:02
10. Someone To Love Me 00:51
11. X.T.C. Riders 04:33
12. Me & The Devil 00:53
13. The Running Man 04:19
14. Raging Storm 05:46
Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Darrell Roberts - gitara, śpiew
Mike Duda - bas, śpiew
Frankie Banali - perkusja
Ocena: 7/10
21.08.2007
Tracklista:
1. Overture 03:32
2. Why Am I Here 00:35
3. Wishing Well 03:33
4. Sister Sadie (And The Black Habits) 07:43
5. The Rise 02:29
6. Why Am I Nothing 00:58
7. Asylum #9 06:18
8. The Red Room Of The Rising Sun 04:41
9. What I'll Never Find 06:02
10. Someone To Love Me 00:51
11. X.T.C. Riders 04:33
12. Me & The Devil 00:53
13. The Running Man 04:19
14. Raging Storm 05:46
Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Darrell Roberts - gitara, śpiew
Mike Duda - bas, śpiew
Frankie Banali - perkusja
"The Crimson Idol" jeden jest i jeden powinien pozostać.
Lawless po kilku płytach z tradycyjnym dla W.A.S.P zadziorno-wulgarnym autostradowym heavy metalem postanowił jednak odciąć kupon od tragicznej historii młodego muzyka, który powiesił się na strunie swojej gitary i lekko zmieniając scenariusz nagrać płytę - koncept o tym samym, ale nie do końca i taką samą, ale nie do końca. Śledzić losy postaci uwikłanych w nową historię można w dwóch częściach Neonów, które ukazały się w tym samym roku, aby... no właśnie. O ile "The Crimson Idol" był oryginalnym wykorzystaniem tego, co zespół zawsze oferował w spójnej tym razem formule, to The Neon God jest powieleniem, przy czym na słabo działającej kopiarce. Part I przedstawiła ponownie brytyjska Metal-Is Records w kwietniu 2004.
Lawless po kilku płytach z tradycyjnym dla W.A.S.P zadziorno-wulgarnym autostradowym heavy metalem postanowił jednak odciąć kupon od tragicznej historii młodego muzyka, który powiesił się na strunie swojej gitary i lekko zmieniając scenariusz nagrać płytę - koncept o tym samym, ale nie do końca i taką samą, ale nie do końca. Śledzić losy postaci uwikłanych w nową historię można w dwóch częściach Neonów, które ukazały się w tym samym roku, aby... no właśnie. O ile "The Crimson Idol" był oryginalnym wykorzystaniem tego, co zespół zawsze oferował w spójnej tym razem formule, to The Neon God jest powieleniem, przy czym na słabo działającej kopiarce. Part I przedstawiła ponownie brytyjska Metal-Is Records w kwietniu 2004.
Ta płyta nie jest zła, ale czy poważenie się na taką kontynuację było dobrym krokiem?
Porównań się uniknąć nie da i wstęp w postaci "Overture" z masywnymi klawiszami zachęca i wzbudza nadzieje. Skromny akustyczny łącznik buduje klimat, ale zupełnie zatraca się on w nudnym "Wishing Well", który nie zbudziłby melodią zainteresowania na żadnej chyba płycie zespołu. "Sister Sadie" też mimo swej długości nie posuwa niczego do przodu, no może tyle, że jest tu nieco tej alienacji i zimna, jaka ta płyta generuje. Są to jednak odcienie szarości, których nie rozprasza i "The Rise". Paradoksalnie ten krótki numer o podniosłym charakterze ma dużo z "Crimson Idol" i w połączeniu z "Asylum #9" robi największe wrażenie.
Jest coś tu i w wokalu Lawlessa i w tym nerwowym gitarowym graniu co hipnotyzuje i przykuwa uwagę, tym bardziej że to muzycznie odległe od tego, co Blackie proponował jeszcze dwa, trzy lata wcześniej. Porusza i wywołuje emocje. Tymczasem "The Red Room Of The Rising Sun" zupełnie nie do przyjęcia, poza fragmentami refrenu, bo W.A.S.P ma rozwalać drapieżną melodyjnością, a nie wykorzystywać motywy odległe i niejasne... Lawless to jednak czarodziej i natychmiast z cylindra magika wyciąga "What I'll Never Find".
Ballad tak emocjonalnych jest masa, ale gdy taki numer tworzy W.A.S.P, to po prostu człowieka ogarnia wzruszenie. Tu też słychać, jak doskonale rozumie się ta ekipa i że Holmes nie jest tu niezbędny. Gitary cudowne, po prostu cudowne i także w tym tle gdzie rzucają promienie światła cały czas. Jeszcze przedłużenie tej magii w interludium "Someone To Love Me", a potem znów ostry W.A.S.P w "X.T.C. Riders". Tym razem nadspodziewanie dobrze to wychodzi i spokojnie ten kawałek by się wyróżnił na "Helldorado" chociażby. Do konceptu jednak muzycznie mało pasuje, ale pozostawiając koncept w spokoju - buja w waspowym stylu zapylonej, rozpalonej pustynnej autostrady. Niestety nie można tego powiedzieć o "The Running Man", typowym numerze grupy, ale bez bijącej po uszach przebojowości poza fragmentami refrenu. Całość części pierwszej zamyka "Raging Storm" i to znakomite zamknięcie od spokojnego początku do agresywnego, melodyjnego rozwinięcia. Tak, tu duch Karmazynowy jest i jest godny Idola.
Tak się to kończy. Na razie.
Porównań się uniknąć nie da i wstęp w postaci "Overture" z masywnymi klawiszami zachęca i wzbudza nadzieje. Skromny akustyczny łącznik buduje klimat, ale zupełnie zatraca się on w nudnym "Wishing Well", który nie zbudziłby melodią zainteresowania na żadnej chyba płycie zespołu. "Sister Sadie" też mimo swej długości nie posuwa niczego do przodu, no może tyle, że jest tu nieco tej alienacji i zimna, jaka ta płyta generuje. Są to jednak odcienie szarości, których nie rozprasza i "The Rise". Paradoksalnie ten krótki numer o podniosłym charakterze ma dużo z "Crimson Idol" i w połączeniu z "Asylum #9" robi największe wrażenie.
Jest coś tu i w wokalu Lawlessa i w tym nerwowym gitarowym graniu co hipnotyzuje i przykuwa uwagę, tym bardziej że to muzycznie odległe od tego, co Blackie proponował jeszcze dwa, trzy lata wcześniej. Porusza i wywołuje emocje. Tymczasem "The Red Room Of The Rising Sun" zupełnie nie do przyjęcia, poza fragmentami refrenu, bo W.A.S.P ma rozwalać drapieżną melodyjnością, a nie wykorzystywać motywy odległe i niejasne... Lawless to jednak czarodziej i natychmiast z cylindra magika wyciąga "What I'll Never Find".
Ballad tak emocjonalnych jest masa, ale gdy taki numer tworzy W.A.S.P, to po prostu człowieka ogarnia wzruszenie. Tu też słychać, jak doskonale rozumie się ta ekipa i że Holmes nie jest tu niezbędny. Gitary cudowne, po prostu cudowne i także w tym tle gdzie rzucają promienie światła cały czas. Jeszcze przedłużenie tej magii w interludium "Someone To Love Me", a potem znów ostry W.A.S.P w "X.T.C. Riders". Tym razem nadspodziewanie dobrze to wychodzi i spokojnie ten kawałek by się wyróżnił na "Helldorado" chociażby. Do konceptu jednak muzycznie mało pasuje, ale pozostawiając koncept w spokoju - buja w waspowym stylu zapylonej, rozpalonej pustynnej autostrady. Niestety nie można tego powiedzieć o "The Running Man", typowym numerze grupy, ale bez bijącej po uszach przebojowości poza fragmentami refrenu. Całość części pierwszej zamyka "Raging Storm" i to znakomite zamknięcie od spokojnego początku do agresywnego, melodyjnego rozwinięcia. Tak, tu duch Karmazynowy jest i jest godny Idola.
Tak się to kończy. Na razie.
Jest to wszystko niespójne i nierówne, brak stopniowania napięcia i muzycznego rozwoju fabuły, ale jak tu nie kochać głosu Lawlessa, tych klawiszy ciepłych i monumentalnych, tej wspaniałej perkusji Mistrza Banali i tego, jak Duda obudowuje wszystko basem. Koncept bez szans na dorównanie The Crimson Idol, ale jest tu dużo muzyki na poziomie, jakiej od Blackiego trzeba po prostu wymagać.
Brzmienie płyty jest bardzo dobre, miękkie i niezbyt mocne, co czasem stawiane jest jako zarzut po trzech poprzednich albumach, ale jeśli traktować ten LP jako bardziej rockowe niż tradycyjnie heavy metalowe dzieło, to jest ono wystarczające.
Mielizny, przebłyski geniuszu, znudzenie, wzruszenie... i oczekiwanie na ciąg dalszy.
Brzmienie płyty jest bardzo dobre, miękkie i niezbyt mocne, co czasem stawiane jest jako zarzut po trzech poprzednich albumach, ale jeśli traktować ten LP jako bardziej rockowe niż tradycyjnie heavy metalowe dzieło, to jest ono wystarczające.
Mielizny, przebłyski geniuszu, znudzenie, wzruszenie... i oczekiwanie na ciąg dalszy.
Ocena: 7/10
21.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"