28.06.2018, 14:01:32
W.A.S.P. - The Neon God: Part Two - The Demise (2004)
Tracklista:
1. Never Say Die 04:39
2. Resurrector 04:24
3. The Demise 04:00
4. Clockwork Mary 04:19
5. Tear Down The Walls 03:39
6. Come Back To Black 04:49
7. All My Life 02:35
8. Destinies To Come (Neon Dion) 04:34
9. The Last Redemption 13:39
Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Darrell Roberts - gitara
Mike Duda - bas, śpiew
Frankie Banali - perkusja
Ocena: 7/10
21.08.2007
Tracklista:
1. Never Say Die 04:39
2. Resurrector 04:24
3. The Demise 04:00
4. Clockwork Mary 04:19
5. Tear Down The Walls 03:39
6. Come Back To Black 04:49
7. All My Life 02:35
8. Destinies To Come (Neon Dion) 04:34
9. The Last Redemption 13:39
Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Darrell Roberts - gitara
Mike Duda - bas, śpiew
Frankie Banali - perkusja
Na część drugą historii "The Neon God" trzeba było czekać tylko kilka miesięcy. Tym oficjalnym wydawcą we wrześniu jest główna w wielkim brytyjskim koncernie płytowym wytwórnia Sanctuary Records.
W zasadzie wiadomo było wszystko i nic. Wszystko, bo koncept i styl obrany w Part I wymuszał kontynuację, ale również nic dlatego, że eklektyzm "Rise" mógł zaowocować płytą numer 2 o jeszcze większym nasyceniu muzyką rozpoznawalną dla W.A.S.P, ale jednak o sporym rozrzucie stylistycznym. Tym razem album rozpoczyna się bez wstępów, jak na ciąg dalszy przystało. "Never Say Die" to znakomity początek z jakże osadzonym w tym koncepcie intrygującym muzycznie refrenie. "Resurrector" zaś szybszy, waspowy rocker i melodia fajna, ale jakby brak tu mocy i prawdziwej zadziorności. Ładne solo nie rozwiązuje sprawy, ale nasyconym klawiszami "The Demise" w rockowym drapieżnym stylu przypomina, że to ciąg dalszy konceptu. Tyle że ten ciąg dalszy jakiś blady i nie podsyca napięcia. Udaje się to w "Clockwork Mary", balladzie pełnej emocji i pięknie zaśpiewanej tym razem przy akompaniamencie gitary akustycznej. Tyle że mogła ona pozostać balladą do końca. Tak nieco bez sensu galopada w "Tear Down The Walls", który ponownie rozprasza klimat, jaki wytwarza pierwsza część poprzedniej kompozycji.
"Come Back To Black" jest z kolei ostry i ciężki, najcięższy na Neonach zapewne i pewnie najbardziej elektryzujący. Wokalnie Lawless może nie dominuje tu tak, jak można by oczekiwać, ale refren kapitalny i można wybaczyć słabsze solo i takie sobie chórki. Uspokojenie i refleksja w krótkim "All My Life", nieco waspowej klasyki w trochę trywialnym "Destinies To Come (Neon Dion)" i wreszcie na koniec monumentalny ponad 13 minutowy "The Last Redemption". Nie jest to podsumowanie na miarę tego z "The Crimson Idol", choć wymowa bardzo podobna. Ładny, dramatyczny początek i chciałoby się słuchać takiego grania Lawlessa nawet przez te całe 13 minut. Szybko jednak gdzieś ten klimat ucieka meandrami rockowo/metalowego grania bez atrakcyjnej melodii. Tych pomysłów jest tu kilka, ale żaden nie wykracza poza średni poziom tradycyjnego W.A.S.P. Jakby zlepek, jakby medley bez konkretnej myśli przewodniej.
Ogólnie ta część druga może i równiejsza, ale tak naprawdę bez prawdziwego ładunku Blackie Metalu, poza może "Come Back To Black".
"Come Back To Black" jest z kolei ostry i ciężki, najcięższy na Neonach zapewne i pewnie najbardziej elektryzujący. Wokalnie Lawless może nie dominuje tu tak, jak można by oczekiwać, ale refren kapitalny i można wybaczyć słabsze solo i takie sobie chórki. Uspokojenie i refleksja w krótkim "All My Life", nieco waspowej klasyki w trochę trywialnym "Destinies To Come (Neon Dion)" i wreszcie na koniec monumentalny ponad 13 minutowy "The Last Redemption". Nie jest to podsumowanie na miarę tego z "The Crimson Idol", choć wymowa bardzo podobna. Ładny, dramatyczny początek i chciałoby się słuchać takiego grania Lawlessa nawet przez te całe 13 minut. Szybko jednak gdzieś ten klimat ucieka meandrami rockowo/metalowego grania bez atrakcyjnej melodii. Tych pomysłów jest tu kilka, ale żaden nie wykracza poza średni poziom tradycyjnego W.A.S.P. Jakby zlepek, jakby medley bez konkretnej myśli przewodniej.
Ogólnie ta część druga może i równiejsza, ale tak naprawdę bez prawdziwego ładunku Blackie Metalu, poza może "Come Back To Black".
Samo brzmienie również mniej interesujące niż w części pierwszej, także z powodu innego wykorzystania klawiszy i bardziej surowych gitar.
Także nie ma tej pasji wykonania, jakiej należałoby oczekiwać. Coś tu nie zaiskrzyło do końca i ta druga część to takie łagodne hamowanie, bezpieczne, ale bez dreszczyku, asekuracyjne i zachowawcze. Pierwszy kontakt z tym LP wzbudza najwięcej emocji, bo chce się znać ciąg dalszy, ale za każdym następnym razem pozostaje tylko smakowanie najlepszych fragmentów. Dobre granie, ale W.A.S.P. grający dobrze to mało.
Także nie ma tej pasji wykonania, jakiej należałoby oczekiwać. Coś tu nie zaiskrzyło do końca i ta druga część to takie łagodne hamowanie, bezpieczne, ale bez dreszczyku, asekuracyjne i zachowawcze. Pierwszy kontakt z tym LP wzbudza najwięcej emocji, bo chce się znać ciąg dalszy, ale za każdym następnym razem pozostaje tylko smakowanie najlepszych fragmentów. Dobre granie, ale W.A.S.P. grający dobrze to mało.
Niektórzy przepowiadali koniec zespołu po Neonach, pojawiły się głosy, że formuła Lawlessa na metalowy przebój się wyczerpała.
Na szczęście Dominator powrócił jako "Dominator" w 2007 roku.
Na szczęście Dominator powrócił jako "Dominator" w 2007 roku.
Ocena: 7/10
21.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"