22.07.2018, 15:36:26
Seven Witches - Call Upon The Wicked (2011)
Tracklista:
1. Fields Of Fire 4:09
2. Lilith 5:11
3. Call Upon The Wicked 3:43
4. Ragnarock 3:46
5. End Of Days 9:01
6. Mind Games 3:26
7. Harlot Of Troy 4:30
8. Eyes Of Fame 4:24
9. White Room (Cream cover)
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
James Rivera - śpiew
Jack Frost - gitara
Mike LePond - bas
Taz Marazz - perkusja
Po tym , jak została wstydliwie spuszczona kurtyna po premierze niesławnego "Deadly Sins" wydawało się, że SEVEN WITCHES przestanie w końcu męczyć i zakończy działalność. Jednak po czterech latach ukazuje się płyta "Call Upon The Wicked" nakładem Massacre Records. Co więcej mamy w składzie obok Frosta i LePonda ponownie Jamesa Rivera i w tym momencie zapewne należy paść na kolana i bić pokłony. Totalny kult!
No, niekoniecznie... Nazwiska nie tworzą dobrych płyt z muzyką heavy power i Magia Słowa niczego tu nie zmieni.
To nie jest po raz kolejny dobra płyta z amerykańskim heavy power metalem. Nie można odmówić wirtuozerii gitarze basowej LePonda, nie można pozostać obojętnym na pewną liczbę kapitalnych zagrywek Frosta, nie można również uznać występu Rivera za całkowicie nieudany, choć momentami wydaje się, że nie bardzo przykłada się do tego co robi.
Samo wycie Rivery i jego "obojętne" wokale przestały być już od dawna czymś oryginalnym w dobie zalewu rynku metalowego potokiem power progressive zespołów ze znacznie ciekawszymi wokalistami używającymi podobnych środków wyrazu. W Lilith nie mam mocy, w Fields Of Fire więcej nudnego brytyjskiego heavy/power metalu niż czegokolwiek niczego.
Call Upon The Wicked zapewne w swoim rokendrolowym luzie ma celować w listy przebojów dla kierowców wielkich ciężarówek w USA. Dano nie słyszałem równie prymitywnej kompozycji z tak paskudnymi chórkami. Ragnarock ogólnie brzmi jakby THOR spotkał glam rock lat 80 tych... W End Of Days można posłuchać trochę wolnych partii i doskonale zrobionej perkusji, reszta jest w zasadzie niespójna niezrozumiała. Znacznie bardziej niezrozumiała niż najbardziej niezrozumiałe kompozycje progressive metalowych grup z USA. To niestety o czymś świadczy.
Takiego trochę szarego heavy power made in USA w Mind Games i tylko Harlot Of Troy jakoś się tam trochę broni w tym tradycyjnym powerowym natarciu gitary i wokalu Rivery. Bardzo to wtórne, ale tylko się jakoś broni na tym LP. Końcówka płyty z niby epickim Eyes Of Fame i fatalnym coverem CREAM jest podsumowaniem tego albumu.
Nie ma tu praktycznie nic godnego uwagi poza grą LePonda i momentami Frosta.
Poza brzmieniem basu ( co parokrotnie słychać w szarżach LePonda) i niezłą głośną perkusją produkcja jest fatalna. Jeśli taka gitara miała być stylizowana na lata 80te, to sięgnęli zbyt głęboko w garażowe klimaty. Rivera lekko cofnięty, a szkoda, że tylko lekko, bo momentami przypomina całkowicie amatorskiego wokalistę.
Wobec tej płyty były spore oczekiwania. Tymczasem mamy tu triumf Niczego nad Duchem i Materią.
Ocena: 2,8/10
No, niekoniecznie... Nazwiska nie tworzą dobrych płyt z muzyką heavy power i Magia Słowa niczego tu nie zmieni.
To nie jest po raz kolejny dobra płyta z amerykańskim heavy power metalem. Nie można odmówić wirtuozerii gitarze basowej LePonda, nie można pozostać obojętnym na pewną liczbę kapitalnych zagrywek Frosta, nie można również uznać występu Rivera za całkowicie nieudany, choć momentami wydaje się, że nie bardzo przykłada się do tego co robi.
Samo wycie Rivery i jego "obojętne" wokale przestały być już od dawna czymś oryginalnym w dobie zalewu rynku metalowego potokiem power progressive zespołów ze znacznie ciekawszymi wokalistami używającymi podobnych środków wyrazu. W Lilith nie mam mocy, w Fields Of Fire więcej nudnego brytyjskiego heavy/power metalu niż czegokolwiek niczego.
Call Upon The Wicked zapewne w swoim rokendrolowym luzie ma celować w listy przebojów dla kierowców wielkich ciężarówek w USA. Dano nie słyszałem równie prymitywnej kompozycji z tak paskudnymi chórkami. Ragnarock ogólnie brzmi jakby THOR spotkał glam rock lat 80 tych... W End Of Days można posłuchać trochę wolnych partii i doskonale zrobionej perkusji, reszta jest w zasadzie niespójna niezrozumiała. Znacznie bardziej niezrozumiała niż najbardziej niezrozumiałe kompozycje progressive metalowych grup z USA. To niestety o czymś świadczy.
Takiego trochę szarego heavy power made in USA w Mind Games i tylko Harlot Of Troy jakoś się tam trochę broni w tym tradycyjnym powerowym natarciu gitary i wokalu Rivery. Bardzo to wtórne, ale tylko się jakoś broni na tym LP. Końcówka płyty z niby epickim Eyes Of Fame i fatalnym coverem CREAM jest podsumowaniem tego albumu.
Nie ma tu praktycznie nic godnego uwagi poza grą LePonda i momentami Frosta.
Poza brzmieniem basu ( co parokrotnie słychać w szarżach LePonda) i niezłą głośną perkusją produkcja jest fatalna. Jeśli taka gitara miała być stylizowana na lata 80te, to sięgnęli zbyt głęboko w garażowe klimaty. Rivera lekko cofnięty, a szkoda, że tylko lekko, bo momentami przypomina całkowicie amatorskiego wokalistę.
Wobec tej płyty były spore oczekiwania. Tymczasem mamy tu triumf Niczego nad Duchem i Materią.
Ocena: 2,8/10
new 22.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"