07.01.2019, 16:21:55
Metal Church - The Weight of the World (2004)
tracklista:
1.Leave Them Behind 05:47
2.Weight of the World 05:24
2.Weight of the World 05:24
3.Hero's Soul 04:45
4.Madman's Overture 08:35
4.Madman's Overture 08:35
5.Sunless Sky 05:28
6.Cradle to Grave 05:54
7.Wings of Tomorrow 06:16
8.Time Will Tell 05:11
8.Time Will Tell 05:11
9.Bomb to Drop 04:07
10.Blood Money 05:07
10.Blood Money 05:07
rok wydania: 2004
gatunek: heavy/power metal
kraj: USA
skład zespołu:
Ronny Munroe: śpiew
Jay Reynolds: gitara
Jay Reynolds: gitara
Kurdt Vanderhoof: gitara
Steve Unger: gitara basowa
Kirk Arrington: perkusja
Skład METAL CHURCH, który nagrał "Masterpeace" nie utrzymał się długo. Najpierw w 2001 odszedł z nie do końca do dziś jasnych powodów Wayne. Stanął ponownie na czele swojego dawnego zespołu REVEREND, w 2001 jako WAYNE nagrał też album "Metal Church". Zmarł w roku 2005. Zastąpił go pierwszy wokalista METAL CHURCH William McKay, który w latach 80tych zasłynął z grupą heavy /power metalową grupą GRIFFIN. Jeszcze w tym samym roku pożegnali się z zespołem John Marshall i Duke Erickson, na miejsce których przyjęci zostali przez Vanderhoofa znany z MALICE Jay Reynolds i, ale dopiero w roku 2004, Steve Unger. W tym czasie nie było już w składzie MacKaya, którego zastąpił w 2003 doświadczony Ronny Munroe. W tym czasie Munroe nie był jeszcze taki sławny i ceniony jak w latach późniejszych i można powiedzieć, że występy w tak ważnym zespole jak METAL CHURCH otworzyły mu drogę do prawdziwej kariery.
Z nim to właśnie nagrany został LP "The Weight of the World" wydany przez Steamhammer w lipcu 2004.
Te wszystkie zmiany chyba wyszły zespołowi na dobre. Reynolds wniósł do gry METAL CHURCH sporo ożywienia i więcej USPM feelingu wyniesionego z MALICE, a Munroe, choć śpiewa bardzo podobnie do Wayne'a, robi to jednak lepiej i większym przekonaniem. Vanderhoof odchodzi też w kompozycjach od nadmiernych udziwnień i tym razem METAL CHURCH gra klasyczny, dynamiczny heavy/power w amerykańskiej manierze z naciskiem na atrakcyjne sola, dynamikę riffów i rozpoznawalne melodie, nie tylko refrenów. Bardzo dobre jest właśnie takie otwarcie w postaci Leave Them Behind, bardzo dobry jest wolniejszy, ale zadziorny, nasycony rockiem Weight of the World z pięknym wejściem perkusji, zresztą zrealizowanej na tym albumie fantastycznie. Do takich numerów należy także dynamiczny i lekko pokręcony w melodii Cradle to Grave z riffami żywcem wyjętymi z US Arena Metal i podobnym chwytliwym refrenem. Dostojny, niemal rycerski Wings of Tomorrow ma w sobie coś ze stopu US power z lat 80tych z IRON MAIDEN z początku XXI wieku i zostało to zrobione nadzwyczaj zgrabnie. Numer ten płynnie przechodzi w Time Will, gdzie łagodne fragmenty z gitarą akustyczna i bardzo dobrym melancholijnym śpiewem Munroe przeplatają się z monumentalnymi stalowymi riffami gitar elektrycznych, chyba najcięższych na płycie. Tak, dużo tu klasycznego heavy metalu, dużo nawiązań do czasów nastrojowego, nieco mrocznego grania podobnego do Anthem To The Estranged. Poniekąd także w bardzo dobrym classic metalowym Bomb to Drop, z echami MALICE.
Grają ostro i zdecydowanie w ładnie dwukanałowo ustawionym w gitarach Hero's Soul z łagodnym romantyczno-heroicznym refrenem, trochę w stylu starego JUDAS PRIEST. Najdłuższy Madman's Overture tym razem nie nudzi, a czaruje pięknymi ornamentacjami gitarowymi, po części thrashowego i post-thrashowego pochodzenia i bardzo dobrym klimatem. Tylko może nieco więcej można by tu oczekiwać od zagrań solowych gitarzystów w części instrumentalnej.
Sunless Sky bardziej może przypomina pół balladowe masywne kompozycje OMEN czy JAG PANZER, ale to także niezła kompozycja, gdzie zachowana jest proporcja pomiędzy klimatem, a ograniczanie ogólnej mocy.
Na koniec METAL CHURCH serwuje ostry, szybki, na power thrashowej podbudowie Blood Money.
Z całą pewnością jest to album najlepiej wyprodukowany z dotychczasowych. Doskonale brzmi perkusja w tym blachy, bas jest rewelacyjny i doskonale słyszalny, a gitary z jednej strony ostre jak brzytwy, ale z drugiej posmarowane miodem. Munroe pośrodku tego wszystkiego i niczym niezagłuszany.
Ten album należy zaliczyć do zdecydowanie udanych. METAL CHURCH odświeża formułę US power metalu lat 80 tych, tradycyjnego heavy metalu na rockowym fundamencie i nie kopiując przy tym siebie. Nie jest to może do końca w pełni rozpoznawalny METAL CHURCH, ale jeśli to miałaby być rozpoznawalność z "Hanging In The Balance", to lepiej, że jest, jak jest. Nie ma tym albumie jakichś sztandarowych killerów, ale jest dużo dobrej metalowej muzyki, bez kombinowania i bez udziwnień.
ocena: 8/10
new 7.01.2019
Z nim to właśnie nagrany został LP "The Weight of the World" wydany przez Steamhammer w lipcu 2004.
Te wszystkie zmiany chyba wyszły zespołowi na dobre. Reynolds wniósł do gry METAL CHURCH sporo ożywienia i więcej USPM feelingu wyniesionego z MALICE, a Munroe, choć śpiewa bardzo podobnie do Wayne'a, robi to jednak lepiej i większym przekonaniem. Vanderhoof odchodzi też w kompozycjach od nadmiernych udziwnień i tym razem METAL CHURCH gra klasyczny, dynamiczny heavy/power w amerykańskiej manierze z naciskiem na atrakcyjne sola, dynamikę riffów i rozpoznawalne melodie, nie tylko refrenów. Bardzo dobre jest właśnie takie otwarcie w postaci Leave Them Behind, bardzo dobry jest wolniejszy, ale zadziorny, nasycony rockiem Weight of the World z pięknym wejściem perkusji, zresztą zrealizowanej na tym albumie fantastycznie. Do takich numerów należy także dynamiczny i lekko pokręcony w melodii Cradle to Grave z riffami żywcem wyjętymi z US Arena Metal i podobnym chwytliwym refrenem. Dostojny, niemal rycerski Wings of Tomorrow ma w sobie coś ze stopu US power z lat 80tych z IRON MAIDEN z początku XXI wieku i zostało to zrobione nadzwyczaj zgrabnie. Numer ten płynnie przechodzi w Time Will, gdzie łagodne fragmenty z gitarą akustyczna i bardzo dobrym melancholijnym śpiewem Munroe przeplatają się z monumentalnymi stalowymi riffami gitar elektrycznych, chyba najcięższych na płycie. Tak, dużo tu klasycznego heavy metalu, dużo nawiązań do czasów nastrojowego, nieco mrocznego grania podobnego do Anthem To The Estranged. Poniekąd także w bardzo dobrym classic metalowym Bomb to Drop, z echami MALICE.
Grają ostro i zdecydowanie w ładnie dwukanałowo ustawionym w gitarach Hero's Soul z łagodnym romantyczno-heroicznym refrenem, trochę w stylu starego JUDAS PRIEST. Najdłuższy Madman's Overture tym razem nie nudzi, a czaruje pięknymi ornamentacjami gitarowymi, po części thrashowego i post-thrashowego pochodzenia i bardzo dobrym klimatem. Tylko może nieco więcej można by tu oczekiwać od zagrań solowych gitarzystów w części instrumentalnej.
Sunless Sky bardziej może przypomina pół balladowe masywne kompozycje OMEN czy JAG PANZER, ale to także niezła kompozycja, gdzie zachowana jest proporcja pomiędzy klimatem, a ograniczanie ogólnej mocy.
Na koniec METAL CHURCH serwuje ostry, szybki, na power thrashowej podbudowie Blood Money.
Z całą pewnością jest to album najlepiej wyprodukowany z dotychczasowych. Doskonale brzmi perkusja w tym blachy, bas jest rewelacyjny i doskonale słyszalny, a gitary z jednej strony ostre jak brzytwy, ale z drugiej posmarowane miodem. Munroe pośrodku tego wszystkiego i niczym niezagłuszany.
Ten album należy zaliczyć do zdecydowanie udanych. METAL CHURCH odświeża formułę US power metalu lat 80 tych, tradycyjnego heavy metalu na rockowym fundamencie i nie kopiując przy tym siebie. Nie jest to może do końca w pełni rozpoznawalny METAL CHURCH, ale jeśli to miałaby być rozpoznawalność z "Hanging In The Balance", to lepiej, że jest, jak jest. Nie ma tym albumie jakichś sztandarowych killerów, ale jest dużo dobrej metalowej muzyki, bez kombinowania i bez udziwnień.
ocena: 8/10
new 7.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"