15.03.2019, 19:49:19
Twisted Tower Dire - Wars In The Unknown (2019)
Tracklista:
1. The Thundering 04:15
2. True North 04:34
3. Tear You Apart 03:34
4. Light the Swords on Fire 03:41
5. And the Sharks Came Then 04:57
6. Riding the Fortress 04:07
7. Eons Beyond 03:33
8. A Howl in the Wind 04:28
9.The Beast I Fear 03:56
10.These Ghosts Can Never Leave 04:05
9.The Beast I Fear 03:56
10.These Ghosts Can Never Leave 04:05
Rok wydania: 2019
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Johnny Aune - śpiew
Scott Waldrop - gitara
Dave Boyd - gitara
Jim Hunter - gitara basowa
Mark Stauffer - perkusja
Na osiem lat zamilkł TWISTED TOWER DIRE, a w tym czasie w amerykańskim tradycyjnym heavy metalu wydarzyło się bardzo wiele. Zasłużona ekipa powraca albumem "Wars In The Unknown" wydanym w marcu przez No Remorse Records i powraca z muzyką rozpoznawalną i odnoszącą się do wczesnych lat XXI wieku w ich twórczości.
Jako grupa neotradycyjna nie może być posądzana o archaiczność, tym bardziej jeśli celuje w chwalebną stylistykę "Crests Of The Martyrs". Jest to jednak trudne bez Taylora, bo Aune jest wokalistą bardziej topornym, siermiężnym i nie osiągnie nigdy dramatyzmu swojego zmarłego poprzednika. Trudno jest także osiągnąć poziom takich starych ultra killerów jak Guardian Bloodline, gdy się gra bardzo prosto zaaranżowane kawałki w rodzaju True North czy Tear You Apart z co najwyżej dobrymi melodiami.
Czasem pewna toporność jest tu urokliwa, oczywiście jeśli ktoś uważa, że francuski LONEWOLF gra porywającą muzykę także w tych słabszych numerach. Bo The Thundering jest fajny, ale doprawdy LONEWOLF gra podobne rzeczy lepiej.W efekcie całościowo otrzymujemy tu bardziej poziom muzyczny albumu "The Isle Of Hydra" niż "Crests Of The Martyrs" i dlatego TWISTED TOWER DIRE staje się jednak archaiczny i to na własne życzenie. Tak jak w Riding the Fortress czy też Eons Beyond. Takie to w gruncie rzeczy jednostajne i bez zęba, choć gitary mocne i ryczące.
Oczywiście spoglądają także na VISIGOTH czy JUDICATOR, jak w Light the Swords on Fire oraz wThe Beast I Fear, ale tak z lekka nieudolnie, przaśnie i topornie to wygląda, choć na pewno chęci nie brakuje.
Nie niszczą? Ależ niszczą w kapitalnym, niezbyt szybkim And the Sharks Came Then, gdzie jednak po prostu grają tak jak na "Make It Dark" tylko o 100% lepiej. Waldrop i Boyd zrobili tu kawał znakomitej gitarowej roboty.
Często, a raczej zazwyczaj przymilają się do słuchacza łagodniejszymi refrenami i zaśpiewami i w zasadzie tylko w surowszym i chłodniejszym epickim A Howl in the Wind tego unikają, co nie znaczy, że jest to faktycznie posępny heavy metal rycerski. Nie jest, i poziom mroku nie przekracza tego z "The Isle Of Hydra". Jeśli niemal do końca wszystko jest przynajmniej warunkowo dobre, to These Ghosts Can Never Leave mogli sobie darować. Jest to wykonane zupełnie bez pary i energii, a sama melodia bardzo słaba.
Aune nie jest ciekawym wokalistą, czasem trochę beczy przeciągając, czasem grzebie klimat zbyt beznamiętnym wykonaniem. Najlepiej głosowo wypada na tej płycie potwór (smok?) na końcu A Howl in the Wind. Forma gitarzystów dobra, jednak poza kilkoma momentami są poprawnie schematyczni, a w solach niespecjalnie kreatywni.
Najlepszy w tym wszystkim jest perkusista Mark Stauffer, który wydaje się być w życiowej formie.
Do produkcji i brzmienia nie można mieć zastrzeżeń. Jest to bardziej wypolerowany sound z 2011, przy czym polerka odkrywa warstwę z roku 2003, co oczywiście na plus.
Wrócić do czołówki się nie udało, ale powodu do wstydu też nie ma. Na pewno jest to płyta znacznie lepsza niż "Make It Dark", ale jednak słabsza niż "Netherworlds", nawet jeśli wziąć pod uwagę to, że stylowo te albumy są jednak nieco inne.
Ogólnie mówiąc - przypomniał o sobie znaczący zespół amerykański i to się też liczy.
ocena: 7/10
new 15.03.2019
Jako grupa neotradycyjna nie może być posądzana o archaiczność, tym bardziej jeśli celuje w chwalebną stylistykę "Crests Of The Martyrs". Jest to jednak trudne bez Taylora, bo Aune jest wokalistą bardziej topornym, siermiężnym i nie osiągnie nigdy dramatyzmu swojego zmarłego poprzednika. Trudno jest także osiągnąć poziom takich starych ultra killerów jak Guardian Bloodline, gdy się gra bardzo prosto zaaranżowane kawałki w rodzaju True North czy Tear You Apart z co najwyżej dobrymi melodiami.
Czasem pewna toporność jest tu urokliwa, oczywiście jeśli ktoś uważa, że francuski LONEWOLF gra porywającą muzykę także w tych słabszych numerach. Bo The Thundering jest fajny, ale doprawdy LONEWOLF gra podobne rzeczy lepiej.W efekcie całościowo otrzymujemy tu bardziej poziom muzyczny albumu "The Isle Of Hydra" niż "Crests Of The Martyrs" i dlatego TWISTED TOWER DIRE staje się jednak archaiczny i to na własne życzenie. Tak jak w Riding the Fortress czy też Eons Beyond. Takie to w gruncie rzeczy jednostajne i bez zęba, choć gitary mocne i ryczące.
Oczywiście spoglądają także na VISIGOTH czy JUDICATOR, jak w Light the Swords on Fire oraz wThe Beast I Fear, ale tak z lekka nieudolnie, przaśnie i topornie to wygląda, choć na pewno chęci nie brakuje.
Nie niszczą? Ależ niszczą w kapitalnym, niezbyt szybkim And the Sharks Came Then, gdzie jednak po prostu grają tak jak na "Make It Dark" tylko o 100% lepiej. Waldrop i Boyd zrobili tu kawał znakomitej gitarowej roboty.
Często, a raczej zazwyczaj przymilają się do słuchacza łagodniejszymi refrenami i zaśpiewami i w zasadzie tylko w surowszym i chłodniejszym epickim A Howl in the Wind tego unikają, co nie znaczy, że jest to faktycznie posępny heavy metal rycerski. Nie jest, i poziom mroku nie przekracza tego z "The Isle Of Hydra". Jeśli niemal do końca wszystko jest przynajmniej warunkowo dobre, to These Ghosts Can Never Leave mogli sobie darować. Jest to wykonane zupełnie bez pary i energii, a sama melodia bardzo słaba.
Aune nie jest ciekawym wokalistą, czasem trochę beczy przeciągając, czasem grzebie klimat zbyt beznamiętnym wykonaniem. Najlepiej głosowo wypada na tej płycie potwór (smok?) na końcu A Howl in the Wind. Forma gitarzystów dobra, jednak poza kilkoma momentami są poprawnie schematyczni, a w solach niespecjalnie kreatywni.
Najlepszy w tym wszystkim jest perkusista Mark Stauffer, który wydaje się być w życiowej formie.
Do produkcji i brzmienia nie można mieć zastrzeżeń. Jest to bardziej wypolerowany sound z 2011, przy czym polerka odkrywa warstwę z roku 2003, co oczywiście na plus.
Wrócić do czołówki się nie udało, ale powodu do wstydu też nie ma. Na pewno jest to płyta znacznie lepsza niż "Make It Dark", ale jednak słabsza niż "Netherworlds", nawet jeśli wziąć pod uwagę to, że stylowo te albumy są jednak nieco inne.
Ogólnie mówiąc - przypomniał o sobie znaczący zespół amerykański i to się też liczy.
ocena: 7/10
new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"