26.05.2019, 14:12:37
Luca Turilli's Rhapsody - Prometheus -Symphonia Ignis Divinus (2015)
tracklista:
1.Nova Genesis (Ad Splendorem Angeli Triumphantis) 03:08
2.Il cigno nero 04:08
3.Rosenkreuz (The Rose and the Cross) 04:34
4.Anahata 05:03
5.Il tempo degli dei 05:03
6.One Ring to Rule Them All 07:05
7.Notturno 04:34
8.Prometheus 05:06
9.King Solomon and the 72 Names of God 06:51
10.Yggdrasil 06:00
11.Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall Part II: Codex Nemesis 18:04
10.Yggdrasil 06:00
11.Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall Part II: Codex Nemesis 18:04
rok wydania: 2015
gatunek: symphonic metal
kraj: Włochy
skład zespołu:
Alessandro Conti - śpiew
Luca Turilli - gitara, instrumenty klawiszowe
Dominique Leurquin - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Holzwarth - perkusja
"Prometheus" to drugie i ostatnie dzieło wydane pod szyldem LUCA TURILLI'S RHAPSODY. Album wydany został w czerwcu 2015 przez Nuclear Blast, pojawiło się także od razu kilka licencyjnych wydań, a LP ukazał się oczywiście także w Japonii. Ponieważ zrezygnował Alex Holzwarth, na tym albumie zagrał występujący także w wielu innych zespołach Niemiec Alexander Landenburg. Jest także naturalnie po raz kolejny plejada gości, w tym sopranistki Emilie Ragni i Bridget Fogle oraz znakomity David Readman, który zaśpiewał w King Solomon and the 72 Names of God.
"Prometheus" to 75 minut wysmakowanych orkiestracji bliskich muzyce klasycznej, przepięknych chórów, romantycznego i dramatycznego śpiewu Alessandro Conti, duetów i niesamowitych popisów sopranistek. Jest tu praktycznie wszystko, czego potrzeba muzyce z najwyższej artystycznej półki.
Nie ma jednak czegoś najważniejszego. Realnego metalu. Jest progresywnie potraktowany rock symfoniczny, ale gdy orkiestracje i instrumenty klawiszowe, czy też pianino zaczyna wypierać gitary w spełnieniu ich roli tworzenia metalu, to w tym miejscu metal się kończy. Jest tu dwóch gitarzystów, a gitar prawie nie słychać, no może poza solami i pewnymi fragmentami najdłuższych kompozycji. Jednak te gitary są zdecydowanie pomocnicze, drugoplanowe. Nie ma metalu bez gitar. Kiedyś DeFeis próbował udowodnić, że może być inaczej i poniósł artystyczną porażkę. Tu o porażce nie może być mowy, bo to wszystko jest zrobione w wysmakowany sposób, nad wyraz elegancki i złagodzony na tyle, że tej muzyki mogą słuchać ubrani w stroje wieczorowe bywalcy opery czy filharmonii. Muzycznie Turilli nie wychyla się poza bardzo ugrzecznioną konwencję, która przecież odpychała przez wiele lat od RHAPSODY ogromną liczbę słuchaczy i fanów metalu. No właśnie, metalu. Tego metalu, czy power metalu symfonicznego jest trochę w rytmice i sposobie przekazu w Prometheus, ale czy jest w orientalnym progresywnym graniu w King Solomon and the 72 Names of God? Realnie śladowe ilości. Tu nie chodzi o to, że mają kruszyć i dewastować riffami jak DEMOLITION HAMMER na swojej drugie płycie. Chodzi o to, że Yggdrasil to nie jest muzyka metalowa i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Pięknie grają, ale... dla pasjonatów progresywnych rockowych neoklasycznych klimatów.
A co do klimatu... Bo ja wiem... W stosunku do LP "Ascending to Infinity" praktycznie go nie ma, czy też mówiąc inaczej jest, ale inny. Jaki? Trudno powiedzieć. Nawet Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall Part II: Codex Nemesis, teoretycznie część druga Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall, to coś innego, coś bardziej ugładzonego, stonowanego i pastelowego.
I jeszcze jedno. Produkcja i sound w ostatecznym rozrachunku poszedł w kierunku przeciwnym niż metal. Wskazuje na to nie tylko brzmienie gitar, ale i marginalne potraktowanie sekcji rytmicznej, z gdzieś tam w tle pukającą perkusją i basem bardziej podporządkowanym klawiszom niż gitarom.
Pierwszy LP nowej formacji Luca Turilli był przesycony magiczną, heroiczną metalową aurą z operą w tle. Tutaj jest opera z metalem na horyzoncie, a ja nie lubię opery. Chyba, że jest to opera metalowa.
ocena: 7,8/10
new 26.05.2019
"Prometheus" to 75 minut wysmakowanych orkiestracji bliskich muzyce klasycznej, przepięknych chórów, romantycznego i dramatycznego śpiewu Alessandro Conti, duetów i niesamowitych popisów sopranistek. Jest tu praktycznie wszystko, czego potrzeba muzyce z najwyższej artystycznej półki.
Nie ma jednak czegoś najważniejszego. Realnego metalu. Jest progresywnie potraktowany rock symfoniczny, ale gdy orkiestracje i instrumenty klawiszowe, czy też pianino zaczyna wypierać gitary w spełnieniu ich roli tworzenia metalu, to w tym miejscu metal się kończy. Jest tu dwóch gitarzystów, a gitar prawie nie słychać, no może poza solami i pewnymi fragmentami najdłuższych kompozycji. Jednak te gitary są zdecydowanie pomocnicze, drugoplanowe. Nie ma metalu bez gitar. Kiedyś DeFeis próbował udowodnić, że może być inaczej i poniósł artystyczną porażkę. Tu o porażce nie może być mowy, bo to wszystko jest zrobione w wysmakowany sposób, nad wyraz elegancki i złagodzony na tyle, że tej muzyki mogą słuchać ubrani w stroje wieczorowe bywalcy opery czy filharmonii. Muzycznie Turilli nie wychyla się poza bardzo ugrzecznioną konwencję, która przecież odpychała przez wiele lat od RHAPSODY ogromną liczbę słuchaczy i fanów metalu. No właśnie, metalu. Tego metalu, czy power metalu symfonicznego jest trochę w rytmice i sposobie przekazu w Prometheus, ale czy jest w orientalnym progresywnym graniu w King Solomon and the 72 Names of God? Realnie śladowe ilości. Tu nie chodzi o to, że mają kruszyć i dewastować riffami jak DEMOLITION HAMMER na swojej drugie płycie. Chodzi o to, że Yggdrasil to nie jest muzyka metalowa i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Pięknie grają, ale... dla pasjonatów progresywnych rockowych neoklasycznych klimatów.
A co do klimatu... Bo ja wiem... W stosunku do LP "Ascending to Infinity" praktycznie go nie ma, czy też mówiąc inaczej jest, ale inny. Jaki? Trudno powiedzieć. Nawet Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall Part II: Codex Nemesis, teoretycznie część druga Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall, to coś innego, coś bardziej ugładzonego, stonowanego i pastelowego.
I jeszcze jedno. Produkcja i sound w ostatecznym rozrachunku poszedł w kierunku przeciwnym niż metal. Wskazuje na to nie tylko brzmienie gitar, ale i marginalne potraktowanie sekcji rytmicznej, z gdzieś tam w tle pukającą perkusją i basem bardziej podporządkowanym klawiszom niż gitarom.
Pierwszy LP nowej formacji Luca Turilli był przesycony magiczną, heroiczną metalową aurą z operą w tle. Tutaj jest opera z metalem na horyzoncie, a ja nie lubię opery. Chyba, że jest to opera metalowa.
ocena: 7,8/10
new 26.05.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"