Bitches Sin
#2
Bitches Sin - Invaders (1986)

[Obrazek: R-5970116-1407694169-4077.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Ain't Life a Bitch 04:40
2. Invader 03:30
3. Bitches Sin 02:48
4. No More Chances 02:50
5. Day In Day Out 05:50
6. Out of My Mind 03:17
7. Heavy Life 02:42
8. Ice Angels 06:00
9. Round-a-bout 05:22
10. Dawn of Destruction 05:46

Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Frank Quegan - śpiew
Pete Toomey - gitara
Ian Toomey - gitara
Mike Frazier - bas
Mark Biddiscombe- perkusja

Chociaż od nagrania poprzedniej płyty minęły cztery lata to BITCHES SIN w zasadzie poza zmianą na stanowisku basisty i wokalisty, którym został Frank Quegan, w samej muzyce niczego specjalnie nie zmienił. W Wielkiej Brytanii moda na "korzenne" granie NWOBHM mocno już osłabła i na winylu wydała ten album malutka amerykańska wytwórnia King Klassic, przez co w Europie ten album był bardzo mało znany.

Frank Quegan na pewno nie był wokalistą o głosie rasowego rockmana, raczej przypominał tych wszystkich frontmanów NWOBHM, którzy dysponując małymi umiejętnościami śpiewali średnio wysoko i beznamiętnie i tu w tym aspekcie na tym LP BITCHES SIN zbliżał się do chłodno prezentujących się ekip z Newcastle, przy pozostawaniu wiernym mniej lub bardziej świadomemu kopiowaniu DIAMOND HEAD. Tym razem typowo rockowych - hard rockowych kompozycji jest tu mniej i w zasadzie są one nieudane. Ani No More Chances, ani Day In Day Out, ani Out of My Mind, ani tym bardziej Heavy Life, gdzie melodie są marne, a Frank Quegan śpiewa źle.
Round-a-bout z bardzo pastelową częścią wstępną sięga rocka i hard rocka lat 70tych i tu jest tu nieźle, zwłaszcza wokalnie w części łagodnej i z fantazją zagranej końcówce. To zasługa gitarzystów i doprawdy, bo mimo ogólnej miałkości tego materiału bracia Toomey zagrali wybornie, z rozmachem i fantazją w solach, o jakich większość gitarzystów brytyjskich tego okresu mogła tylko pomarzyć. Wspaniały popis dali w ascetycznym, niemal speed metalowym Ain't Life a Bitch, gdzie połączyli stylistykę RAVEN z DIAMOND HEAD. Można by sądzić, że właściwym celem jest tu właśnie ekspozycja kunsztu gitarzystów. Krótkie i zwarte, wzorowane po części na stylu BLITZKRIEG Invaders i Bitches Sin są także bardzo dobre, oczywiście przede wszystkim dzięki grze braci Toomey. Udany, ale zdecydowanie spóźniony w czasie co najmniej o sześć lat jest typowy dla wczesnego NWOBHM niezbyt szybki i nastrojowy Ice Angels. Na zakończenie dają najlepszy zdecydowanie do tej pory swój numer Dawn of Destruction, piękną bogato ilustrowaną gitarami kompozycję z wyjątkowo udanym wokalem Quegana i osobliwym klimatem, oraz wyjątkowo zapadającą w pamięć melodią. Mordercze wysublimowane sola są solą tego utworu.

Płyta, zrealizowana skromnymi środkami ma jak na rok 1986 bardzo słabe, czy mówiąc oględniej- ascetyczne brzmienie nagrań NWOBHM z przełomu lat 70tych i 80tych. Na obecne standardy może zadowolić tylko fanów garażowych osobliwości. Na CD ten album ukazał się w wersji zremasterowanej dopiero dwadzieścia lat później w roku 2007, zresztą jako wydanie własne.
W roku 1986 BITCHES SIN chyba sam nie wierzył w sukces i grupa została rozwiązana, chyba jeszcze zanim pierwsze egzemplarze "Invaders" dotarły do Europy. Co ciekawe muzycy BITCHES SIN oraz Quegan nie mogli długo wytrzymać bez grania i w 1987 powołali do życia heavy metalową grupę FLASHPOINT, która z pewnymi przerwami przetrwała do roku 2008, nagrywając trzy płyty. W roku 2008 została przekształcona ponownie w BITCHES SIN i istnieje do dziś, ale to już zupełnie inna historia.


ocena: 6,5/10

new 23.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Bitches Sin - przez Memorius - 17.06.2018, 08:43:58
RE: Bitches Sin - przez Memorius - 23.06.2019, 23:07:24

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości