Loudness
#1
Loudness - The Birthday Eve (1981)

[Obrazek: R-2324744-1389432630-5862.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Loudness 05:10
2. Sexy Woman 05:40
3. Open Your Eyes 04:32
4. Street Woman 05:17
5. To Be Demon 06:07
6. I'm On Fire 03:41
7. High Try 05:07
8. Rock Shock (More And More) 04:56

Rok wydania: 1981
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gitara
Masayoshi Yamashita - bas
Munetaka Higuchi - perkusja

LOUDNES to jeden z najbardziej wpływowych i legendarnych zespołów japońskich, także jeden z pierwszych, które na fali rosnącej w niebywałym tempie popularności heavy metalu w Japonii zdołały zdobyć sławę i stać się konkurencją dla inwazji metalu z USA i Europy.

Ten pierwszy LP zespołu, wydany w listopadzie 1981 przez Blow Up, był być może wydarzeniem ważnym dla Japonii, gdzie takich metalowych albumów było wówczas bardzo niewiele, ale dla metalu ogólnie niezbyt jednak istotnym. Grupa w tym czasie wyraźnie wzorowała się na zespołach brytyjskich, w melodiach nieco przypominając URIAH HEEP z drugiej połowy lat 70-tych, w riffach chwilami SAXON jak w numerze "Loudness". Ogólnie brakowało tu chwytliwości, a wokalnie Minoru Niihara, poza ekstatycznymi okrzykami, nie pokazywał nic ciekawego, stał się jednak protoplastą specyficznego sposobu śpiewania japońskich wokalistów z przeplataniem agresywnych zaśpiewów z bardzo łagodnymi, wysokimi i delikatnymi.
Niekiedy wkraczali w rejony zupełnie niezrozumiałe, jak w niesłuchalnym "Street Woman". Pewne przebłyski ciekawych zagrań miały jednak miejsce w spokojniejszych utworach, jak "To Be Demon" z łagodnymi partiami gitary i bardzo wysokim śpiewem Niihara. Przyglądali się zapewne NWOBHM, bo utwór "I'm On Fire" nosi wyraźne tego wpływy, jest stosunkowo ciężki i zdecydowanie nastawiony na ekspozycje gry gitarzysty. Nieudaną próbą łączenia speed metalu z rock'n'rollem jest zaprezentowany na końcu "Rock Shock (More And More)".

Dużo na tym albumie chaosu, dużo przypadkowości, czasem ma się wrażenie, że członkowie grupy bardziej tu chcą pokazać siebie niż zagrać zespołowo. Teksty mieszane, japońsko-angielskie, co zresztą stało się tradycją japońskiego metalu. Samo wykonanie, mimo pozornej energii, dosyć niepewne, poza kilkoma solami Akira Takasaki. Godna uwagi jest gra perkusisty Higuchi - dynamiczna i urozmaicona, ale i nieco siłowa. Brzmienie płyty takie sobie. Istnieje wersja zremasterowana, gdzie podkręcono gitary i wzmocniono niskie tony, ale dla samego odbioru płyty to większego znaczenia nie ma. W wersji eksportowej album był wydany ponownie w 1983 przez Roadrunner.
Mimo wyraźnych niedostatków album jako produkt rodzimy zdobył uznanie w Japonii i stał się początkiem długoletniego pasma sukcesów LOUDNESS.


Ocena: 4.5/10

21.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Loudness - Devil Soldier (1982)

[Obrazek: R-2862850-1504056193-3631.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Lonely Player 04:51
2. Angel Dust 04:47
3. After Illusion 05:59
4. Girl 02:34
5. Hard Workin' 03:30
6. Loving Maid 04:55
7. Rock the Nation 03:23
8. Devil Soldier 07:08

Rok wydania: 1982
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gitara
Masayoshi Yamashita - bas
Munetaka Higuchi - perkusja

Jeden z pionierów japońskiej sceny heavy metalowej, LOUDNESS, założony w 1980 roku, debiutował w 1981 i od razu podbił serca rodzimej publiczności, dumnej z tego, że pojawił się band na miarę konkurencji z Ameryki i Europy. Ten debiut, patrząc obiektywnie, do specjalnie atrakcyjnych z nie japońskiego punktu widzenia nie należał i "Devil Soldier", wydany przez B&M (grupa Nippon Columbia) w lipcu 1982 roku, bardzo pozytywnie zaskakuje.

Ten drugi LP jest już znacznie dojrzalszy, powiem więcej, bardzo dojrzały jak na rok wydania i na Japonię. Wysoki wokal Minoru Niihara sprawdzał się na tle ciepłej i wirtuozerskiej gitary Takasaki. Przepiękne sola tego gitarzysty są ozdobą płyty i już w tym momencie Takasaki awansuje na długo do czołówki japońskich gitarzystów. Do najlepszych kompozycji należą dynamiczny "Angel Dust" o bardzo atrakcyjnej, nieco połamanej, melodii i riffach pod SAXON oraz pół balladowy, dramatyczny "After Illusion". Tu można znaleźć i odniesienia do wczesnego JUDAS PRIEST, i do rocka brytyjskiego lat 70-tych z kręgu URIAH HEEP. Jest to też jedna z pierwszych romantycznych, pełnych emocji kompozycji, jakie zostały nagrane w kategorii klasycznego heavy metalu w Japonii.
Tu też zastosowany został klasyczny dla późniejszych utworów japońskich zabieg dośpiewywania motywów głównych przez gitarę zamiast wokalisty. Takasaki gra tu piękne sola, zakorzenione w najlepszej rockowej tradycji. Ponownie zwraca uwagę znakomita gra perkusisty, tym razem już nie tak jednak głośnego. Trochę straszy w tym towarzystwie "Hard Workin'" i niestety także "Rock the Nation". Wciąż LOUDNESS ma problem ze zrobieniem prostej, chwytliwej, radiowo przebojowej kompozycji.
Oprócz bardziej hard rockowych numerów jest także typowo heavy metalowy, nieco prymitywny "Loving Maid". Wyrazem pewnego niezdecydowania co do kierunku, jakim zespół chce podążać jest wypełniony nerwowymi riffami "Girl", stanowiący jakby reminiscencję pewnych wątków muzycznych LED ZEPPELIN, ale jak słychać w prostych zapożyczeniach, nie tylko.
Głównym atutem albumu ma być "Devil Soldier" jako kompozycja najdłuższa i najbardziej skomplikowana, ale wyszła zarówno za długa, jak i zbyt złożona. Gitara Mistrza jednak niszczy, choć sam utwór mocno wzorowany na rocku brytyjskim lat 70-tych, ogólnie przeciętny.

Najlepiej wyszły tu partie wolne, spokojne z ciekawymi wokalizami Niihara. Słychać też, że poza heavy metalowymi riffami, zespół próbuje tu przemycić i nawiązania do innych muzycznych gatunków, w tym space rocka.
Tym razem mamy już do czynienia z zespołem zgranym i rozumiejącym się, lepsza jest także produkcja, choć album znany jest głównie z udanej pod względem remasteringu wersji CD.
Płyta poszukiwań własnej drogi, w Japonii ponownie przyjęta entuzjastycznie, w innych częściach świata już jednak mniej.


Ocena: 7/10

21.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Loudness - King of Pain (2010)

[Obrazek: R-3675424-1339955979-1395.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Requiem 02:59
2. The King of Pain 05:30
3. Power of Death 04:21
4. Death Machine 05:42
5. Doodlebug 05:07
6. Rule the World 03:11
7. Straight Out of Your Soul 03:51
8. Where Am I Going? 03:50
9. Emma 05:25
10. Naraka 03:34
11. Doctor from Hell 04:32
12. Hell Fire 04:19
13. #6660 3:30
14. Never Comes 05:02

Rok wydania: 2010
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gtara
Masayoshi Yamashita - bas
Masayuki "Ampan" Suzuki - perkusja

Długą drogę przeszli ci panowie przez niemal trzydzieści lat swojej działalności, z czego niemal każdy odniósł sukces. To już ich dwudziesty trzeci długograj. Widać JUDAS PRIEST, IRON MAIDEN i inni tacy to leniuszki przy Japończykach. Płyta została wydana przez Tokuma Japan Communications w maju.
Ten LP to debiut Masayuki "Ampan" Suzuki, nowego perkusisty, który wszedł na miejsce zmarłego Munetaka Higuchi, dobrego przyjaciela zespołu. Po jego śmierci zespół miał zaprzestać działalności, jednak zespół się zebrał po stracie i nagrał nowy materiał - "King of Pain".

Przyznam szczerze, że z początku ledwo dawałem radę posłuchać tego do połowy, nie mówiąc o całości, jednak gdy teraz do tego przysiadłem, na spokojnie, to nie jest to aż takie złe, jak wydawało się być na początku. Z początku wydawał się być to album nowoczesny, ostatecznie jednak to poza kilkoma nowoczesnymi zagrywkami, to można to określić jako powrót do ostrzejszego grania lat 80-tych ubiegłego wieku, bo jak inaczej umiejscowić "Power of Death", odegrany z japońską lekkością, podaną w nieco amerykańskim stylu czy smętną, nudną i ograną przez wszystkich balladę "Where am I going?" z okropnym śpiewem Niihara i nużącym, brytyjskim tłem? Rolę otwieracza pełni nudny, instrumentalny "Requiem", który jest wstępem do "King of Pain", który rozpoczyna się ciekawą prezentacją umiejętności nowego perkusisty. Ogólnie nie jest to zły utwór, odegrany z lekkim luzem i tutaj plusem jest kompletnie zdarte gardło wokalisty i praca oraz brzmienie perkusji, które windują ten numer. "Death Machine" to gęstsze, ostrzejsze granie, bardziej osadzone w tym, co dziś kryje się pod pojęciem modern. Ograny do bólu przez wszystkich i gdyby nie psujący wszystko głos wokalisty puszczony przez modulatory, to byłby to całkiem solidny kawałek, a tak to jest co najwyżej dobrze. "Doodlebug" to ponownie ograny przez wszystkich motyw, jednak jest to poprowadzone na tyle ciekawie, dzięki bardzo agresywnie brzmiącym gitarom oraz solo, że wypada solidnie.

"Rule the World" to twór sceny brytyjsko-japońskiej, po prostu pędzi i nie pozostawia po sobie jakiegokolwiek wrażenia, z kolei "Straight out of our Soul" zaczyna się jak wariacja na temat IRON MAIDEN, później jednak kończą to wybrzmiewania pod dzisiejsze, nowocześniejsze zespoły. Pancerna gitara z bujającymi momentami pod heavy metal brytyjski lat 80-tych. Mieszanina starego z nowym, nie najgorsza, ale mogło się obejść bez tego. "Emma" i "Naraka" to lata 90-te ze złowieszczymi gitarami i tym, co było popularne w tamtym okresie, choć nieco z rytmu wybijają melodyjne zaśpiewy w "Emma", przy których jest stadionowy, amerykański luz. "Doctor from Hell" zaczyna się heavy metalowo i stara się bujać z mizernym skutkiem, dlatego też ciekawiej brzmi nowoczesny "Hell Fire", ograny do bólu, jednak gęsta praca perkusji i zaciągająca gitara pomagają i szczególnie demoluje SLAYERowa końcówka i wielka szkoda, że nie pociągneli tego dalej. "#666" buja po amerykańsku basem i gitarą, zmierzając w rejony zarezerwowane dla PURE INC., to bardziej thrashowe granie, czasami z odmętów. Na zakończenie "Never Comes", straszne smęcenie, nawet gdy jest ostrzej dzięki gitarze.

Brzmienie jest intrygujące - agresywna, posępna, zła gitara, dobrze ustawiona perkusja, bas gdzieś sobie pobrzmiewa na drugim planie i Minoru nikogo nie przekrzykuje. Słychać, że zebrali się tu ludzie kompetentni, z umiejętnościami, jednak słychać też, że nie uzgodnili, co grają i latają z nowoczesnych brzmień do starszych, jak nie do USA, to zaczepią o klasyczną Brytanię, w Japonii zatrzymując się tylko na chwilę. Jednak mimo rozbieżności i co słabszych momentów, to słychać pewność siebie i zgranie zespołu, autentyczność, czego nie można powiedzieć o nudnym, siłowym, napiętym, plastikowym i sztucznym nowym albumie solowym Halforda. Tutaj przynajmniej jest jakieś życie i chęć.


Ocena: 6.6/10

21.09.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Loudness - Eve to Dawn (2011)

[Obrazek: R-4524366-1553394960-6468.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. A Light in the Dark 01:46
2. The Power of Truth 05:27
3. Come Alive Again 04:25
4. Survivor 05:44
5. Keep You Burning 05:16
6. Gonna Do It My Way 04:12
7. Hang Tough 05:54
8. Emotions 06:21
9. Comes the Dawn 07:04
10. Pandora 04:17
11. Crazy! Crazy! Crazy! 03:23

Rok wydania: 2010
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gtara
Masayoshi Yamashita - bas
Masayuki "Ampan" Suzuki - perkusja

Można się w tym trochę pogubić, ale to 25 płyta studyjna LOUDNESS od początku istnienia, wydana tak jak poprzednia, przez Tokuma Japan Communications we wrześniu.
Mało kto tyle nagrał, nawet w Japonii, ale ta grupa to gigant i legenda tamtejszej sceny i jeden z nielicznych bandów z Japonii, który zdobył tak ogromną popularność na całym świecie.
W roku, gdy kolejny LP wydały ANTHEM, CONCERTO MOON i SABER TIGER także i LOUDNESS obowiązkowo musiał zaprezentować swoją nowa płytę.

Pamiętając poprzedni LP "King of Pain" można było oczekiwać grania agresywnego o nowoczesnym brzmieniu, zarezerwowanym dla grup z kręgu modern melodic metal, ale i zachowania podstawowych tradycji i zasad klasycznego heavy, jakiemu LOUDNESS jest wierny od 30 lat. Tak się też stało i może płyta jest tylko nieco bardziej ukierunkowana miejscami na heavy power głównego nurtu. Rozpoznawalny, ze specyficznym zdartym głosem Minoru Niihara, potężną gitarą Takasaki i imponującą grą perkusisty Suzuki, odkrytego dla LOUDNESS przez lidera po śmierci legendarnego Munetaka Higuchi. Takasagi gra wspaniale, wyjątkowo ponure sola zwłaszcza i te są ozdobą tego LP.
Solidny mocny heavy power to główna treść tego albumu i może "The Power of Truth" nie jest niczym szczególnym pod względem melodii, ale siła powala. Już w "Come Alive Again" daje o sobie znać bas Masayoshi Yamashita i lżejsza bardziej bujająca melodia w oprawie ciężkiej gitary sprawdza się. To taki LOUDNESS przebojowy lat 80tych w nowocześniejszej formie. Gdy LOUDNESS przyspiesza, to jest to zawsze ekscytujące jak w "Survivor" tyle, że do tego musi dojść atrakcyjna melodia. Na tym LP, podobnie jak na poprzednim, te są nie zawsze należycie "po japońsku" wyeksponowane, czasem zespół zbytnio przeskakuje z motywu na motyw i powstaje lekki bałagan. Ten nadmiar nowoczesności razi w "Gonna Do It My Way". Na tym tle prosty osadzony w graniu lat 80tych szybki i agresywny w riffach i wokalnych popisach "Keep You Burning" w amerykańskiej manierze prezentuje się znakomicie. Swobodnie odegrany instrumental "Emotions" to jeden z najlepszych tegorocznych numerów w tej kategorii i Takasaki jak zwykle trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy. Także osadzony na bluesowym, czy nawet zeppelinowskim wstępie i painkillerowskim rozwinięciu oraz alternatywnych smaczkach "Hang Tough" jest ciekawy tyle, że głosowo bohater Niihara wydaję mocno zmęczony. Jego dyspozycja na tym LPjest poniżej oczekiwań i ginie pod ciosami miażdżącej gitary, która zbyt często go zagłusza. W "Comes the Dawn" z gęstym basem przekroczyli granicę siedmiu minut i także granice cierpliwości słuchacza, bo się bardzo długo rozkręca, a potem dostajemy dawkę topornej mieszanki rocka i bliżej nieokreślonego stylowo tradycyjnego heavy. To dążenie do wprowadzenia rozwiązań alternatywnych do stylu LOUDNESS plonuje numerem "Pandora", słabym niestety i nawet w sferze tworzonego ponurego klimatu mało interesującym oraz na koniec "Crazy! Crazy! Crazy!" z elementami funka.
Album ma nie najlepszą końcówkę i ta odmienność stylistyczna kilku ostatnich kompozycji nie tworzy zbyt dobrego wrażenia.

Ogólnie w stosunku do "King Of Pain" nihil novi, także pod względem produkcyjnym.
Te dwa LP mogłyby z powodzeniem zostać wydane jako edycja dwupłytowa. Komu się album z roku ubiegłego podobał, także i tu znajdzie muzykę o bardzo podobnym charakterze.


Ocena: 7/10


14.09.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Loudness - 2.0.1.2 (2012)

[Obrazek: R-8440287-1461655931-2172.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Stronger 04:19
2.2012 ~ End of the Age 04:59
3.Break New Ground 05:07
4.Driving Force 04:54
5.Behind the Scene 05:31
6.Bang 'Em Dead 04:07
7.The Voice of Metal (Song for RJD) 04:12
8.Who the Hell Cares 05:50
9.Spirit from the East 02:17
10.Memento Mori 04:38
11.Out of the Space 01:51

Rok wydania: 2012
Gatunek: heavy metal/power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gtara
Masayoshi Yamashita - bas
Masayuki "Ampan" Suzuki - perkusja

26 album studyjny LOUDNESS. Co mogło się zmienić przez jeden rok? Ci sami ludzie, te same muzyczne cele, ta sama grupa fanów i antyfanów. Ta sama wytwórnia Tokuma Japan Communications, która wydała tę płytę w sierpniu 2012.

Fani oczekują potężnego heavy power i dostają taki  w The Stronger już na samym początku. Refren może niezbyt ciekawy, a te ponure wstawki mogłyby być lepiej wykorzystane, ale gitarowy atak jest rozdzierający, Potem jest różnie, bo w pozbawionym poza refrenem wyrazistej melodii 2012 ~ End of the Age, to takie tylko siłowanie się z heavy power w amerykańskiej odmianie.To granie pod US Power wyszło bardzo dobrze w nieskomplikowanym Break New Ground z thrashowymi elementami w riffach i znakomicie tu pasującym lekko "zdartym" wokalem Niihara. Efektowne solo Takasagi jest tu jednym z najlepszych na całym albumie. W Bang 'Em Dead coś z późnego FLOTSAM AND JETSAM, Niestety chwytliwość melodii niestety nie ta. Dużo z nut stoner metalowych w The Voice of Metal (Song for RJD) pamięci Dio, ale chyba zapomnieli,że Dio nie grał w BLACK SABBATH w latach 1970-1978. Tu coś w stylu "Heaven And Hell" byłoby bardziej na miejscu. Jakiś groove, jakiś duch SOUNDGARDEN  jest słyszalny w Who the Hell Cares, jednak w Japonii jest kilka zespołów, które podobne rzeczy robią znacznie lepiej.
Nie brakuje tu także metalowych zapychaczy, jakich na płytach LOUDNESS sporo i taki  jest Driving Force, gdzie najlepsze są szarże basowe Yamashita, oraz dosyć nowocześnie zaaranżowany Behind the Scene. Końcówka albumu fatalna w postaci instrumentalnych miniatur i zupełnie nieudanego i bezstylowego Memento Mori.

Wszystkiego pełno i nic nie jest naprawdę porywające. Gra Akira Takasaki przy wsparciu doskonałej sekcji rytmicznej oraz wypróbowanym soundzie całości z kilku płyt poprzednich to za mało, by zadowolić słuchacza spoza żelaznej grupy wielbicieli LOUDNESS.

ocena 5,5/10

new 27.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Loudness - Rise to Glory (2018)

[Obrazek: R-11494286-1553396752-2844.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. 8118 01:49
2. Soul on Fire 05:50
3. I'm Still Alive 03:18
4. Go for Broke 04:55
5. Until I See the Light 04:43
6. The Voice 04:31
7. Massive Tornado 04:56
8. Kama Sutra 03:19
9. Rise to Glory 04:17
10. Why and for Whom 06:00
11. No Limits 05:09
12. Rain 06:19

Rok wydania: 2010
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gtara
Masayoshi Yamashita - bas
Masayuki "Ampan" Suzuki - perkusja

W Japonii rok bez nowej płyty LOUDNESS to rok stracony. LOUDNESS grał, gra i grać będzie zapewne jeszcze bardzo długo, zapewne w klasycznym, kultowym składzie, który od tylu lat jest niezmienny i pokazuje stabilność więzi, zapewne nie tylko finansowych, łączących członków tego zespołu. Fenomen LOUDNESS polega na twardym trzymaniu się określonej stylistyki, kierowaniu muzyki do grona słuchaczy, które oczekuje właśnie takiej, a nie innej muzyki.
LOUDNESS to tradycyjny heavy metal, gdzie wpływy brytyjskie i amerykańskie ścierają się z japońską specyfiką, aczkolwiek słabiej wyrażoną, niż w japońskim power metalu z kręgu GALNERYUS.
Album tym razem wydał Ward i ukazał się on w styczniu bieżącego roku.

Tradycyjnie na płycie jest sporo prostego grania heavy metalowego z rockowymi refrenami jak Soul on Fire, Go for Broke, Why and for Whom, gdzie ogólną prostotę maskują pirotechniczne popisy Akira Takasaki i klasycznie zaostrzony wokal Niihara. Kontrowersyjnie tu prezentuje się "amerykański" dynamiczny Rise to Glory z ostrą, ryczącą gitarą i dosyć nietypowym, jak na LOUDNESS , refrenem. Gdzieś się po drodze gubi się sens melodii w tej kompozycji. Nie ustrzegli się marnych pseudopowerowych wpadek jak I'm Still Alive, a brutalny, thrashowo zagrany Massive Tornado poza rewelacyjnym solem Mistrza Takasaki zupełnie tu nie pasuje.
W wolnych numerach (Until I See the Light, The Voice) realnie pokazali niewiele i to raczej dosyć smętne pozbawione mocy i klimatu wypełniacze.
Forma wokalna Niihara jest poniżej oczekiwań. Ewidentnie brak mu mocy i przez to zepsuł bardzo dobry w riffach i motoryce No Limits. Ciekawe, że w powolnym dostojnym songu Rain, w tych delikatnych partiach prezentuje się znakomicie. W tej kompozycji jest najwięcej z tego, co w LOUDNESS dobre. Metalowej melodyjnej atrakcyjności bez popadania w komercję radiową. Nie jest to jednak utwór, który mógłby znaleźć miejsce nawet na dwupłytowym wydaniu "The Best Of Loudness".

Zachwyca ustawienie sekcji rytmicznej na tym albumie. To jedne z najlepszych brzmień perkusji na tegorocznych albumach z tradycyjnym heavy metalem. Poza tym niewiele dobrego można o tym wszystkim powiedzieć, bo po co po raz kolejny przypominać o wybitnej grze Takasaki.
Kompozycje są po prostu słabe i tyle. Zapewne fani z Japonii będą po raz kolejny zadowoleni, ale głowy bym za to nie dał.


ocena: 4,4/10


new 11.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Loudness - The Sun Will Rise Again (2014)

[Obrazek: R-5781862-1553396551-6800.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Nourishment of the Mind 02:07
2.Got to Be Strong 06:04
3.Never Ending Fire 05:09
4.The Metal Man 02:44
5.Mortality 04:46
6.The Best 08:19
7.The Sun Will Rise Again 05:48
8.Rock You Wild 04:29
9.Greatest Ever Heavy Metal 08:12
10.Shout 05:19
11.Not Alone 06:07

Rok wydania: 2014
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gtara
Masayoshi Yamashita - bas
Masayuki "Ampan" Suzuki - perkusja


27 album studyjny LOUDNESS. Niekończąca się opowieść.

Tym razem całkowicie w stylu amerykańskim i jest godzina nieustannego naporu masakrycznie potężnej gitary Takasaki, brutalnych riffów, mało wyrazistych melodii i próby zniszczenia słuchacza w stylistyce już nie tyle heavy/power ile power/thrash metalowej  wielu momentach.
Wynika z tego realnie niezbyt wiele, bo oszołomienie i zmęczenie narasta z każdym kolejnym utworem iw pewnym momencie masa krytyczna zostaje przekroczona i percepcja zostaje stłumiona przez chęć dobrnięcia do końca.
Po jakimś czasie pojawia się życzenie posłuchać jeszcze raz i wyłowić coś, co być może za pierwszym razem tylko mignęło, zostało gdzieś w umyśle zasygnalizowane, ale rozmyło się pod naporem bezlitosnego natarcia całego zespołu, w tym także obłędu sekcji rytmicznej, fakt, na bardzo wysokim poziomie wykonania.
W zalewie dewastujących riffów i niejasnych często do końca aranżacji po kolejnym przesłuchaniu wyłania się absolutny prymitywizm The Metal Man, obnażający niemoc kompozycyjną w obszarze bardziej melodyjnego grania, jakiś pierwotny urok Mortality jako numeru wyprowadzonego wprost z heroicznego USPM, absolutnie doskonałe partie metalicznego basu Yamashita w The Best, pierwiastki solidnego heavy/power w bardziej nowoczesnej amerykańskiej formie w The Sun Will Rise Again. Słychać także zapożyczenia riffowe z CONCERTO MOON  w Rock You Wild oraz ograny, ale zawsze mocno ekscytujący motyw przewodni gitary w Greatest Ever Heavy Metal. Dociera także do świadomości miałkość i dziwny brak mocy w Shout oraz to, że gdyby ta płyta zawierał kompozycje w rodzaju melodyjnego heavy/power z Not Alone,  to może byłaby bardziej strawna. Piękne gitarowe solo.
Chyba tyle.

Oczywiście wykonanie jest znakomite i ile to amerykańskich grup byłoby to zagrać na takim poziomie? LOUDNESS musi przegrać za każdym razem od wielu lat z CONCERTO MOON czy ANTHEM , bo po prostu nie ma Guitar Hero na pokładzie.
Nie ma także pomysłu by ze stylistyki heavy/power z USA wziąć to co najlepsze, a nie to co co średnie.

ocena 6,5/10

new 15.08.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Loudness - Sunburst ~ 我武者羅 (2021)

[Obrazek: 996609.jpg?3852]

Tracklista:
Disc 1
1. Rising Sun 02:43       
2. OEOEO 04:15     
3. 大和魂 06:03     
4. 仮想現実 05:18     
5. Crazy World 06:28       
6. Stand or Fall 06:07     
7. The Sanzu River 04:56       
8. 日本の心 04:11     
     
Disc 2
1. 輝ける80’s 05:24     
2. エメラルドの海 05:28       
3. 天国の扉 05:17     
4. All Will Be Fine with You 06:45     
5. Fire in the Sky 04:42       
6. Hunger for More 03:44       
7. The Nakigara 06:38     
8. Wonderland 07:21

Rok wydania: 2021
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Minoru Niihara - śpiew
Akira Takasaki - gtara
Masayoshi Yamashita - bas
Masayuki "Ampan" Suzuki - perkusja


Oficjalnie i bez reedycji, jest to 29 album grupy, najważniejsza jest tutaj jednak celebracja ponad 40 lat działalności zespołu. Płyta została wydana przez Katana Music 29 grudnia 2021 roku.

Długo się zastanawiałem, czy ten album powinien zostać opisany. Z jednej strony należałoby, bo co by o LOUDNESS nie myśleć, to jest to jednak kawał historii sceny japońskiej, do tego świętujący swoje czterdziestolecie.
A z drugiej... To jednak LOUDNESS. Czy mogli nagrać coś innego, skoro grają już 40 lat?
Odpowiadając na zadane przez siebie pytanie - nie mogli, chociaż są pewne nieśmiałe kroki ku czemuś innemu. Nadal jednak to jest LOUDNESS. I to niemal 90 minut LOUDNESS. Kogo nie przekonali, tego nie przekonają, ale poza maidenowską długością albumu, mają też inną cechę Brytyjczyków. Kompozycyjna zachowawczość i przestarzałość motywów względem konkurencji.
Tam, gdzie zespół robi pierwsze kroki i po latach próbuje eksperymentować z formułą, młodzi już dawno to zrobili i często lepiej, ale to cecha wielu dinozaurów sceny.
LOUDNESS w ostatnich latach skierował się bardziej ku wyspom i USA i tutaj nie jest inaczej, nadal jest słyszalny japoński akcent. Jest SAXON, jest jakaś namiastka RAINBOW, ale jest i heavy power 大和魂. Solidny, całkiem nieźle zaśpiewany przez Niihara, ale blednie to zupełnie na tle ANTHEM, którym tutaj się inspirują. Czasami próbują podejść do muzyki od bardziej progresywnej strony SABER TIGER w stylu USA i 仮想現実 jest w tym stylu zwyczajnie wyświechtany. Crazy World zaskakuje bardziej modernistycznym i chłodnym podejściem, ale nie jest to geniusz DEAD END, a raczej wariacja na temat BLACK SABBATH. Lepiej sprawdzają się w bardziej standardowych kompozycjach jak Stand or Fall i heavy power 日本の心.
Tradycyjnie nie mogło zabraknąć SAXON i jest w średnio atrakcyjnym 輝ける80’s i to jest też wstęp do 2CD, którego szczerze mówiąc mogłoby nie być, bo jest to sztampa nawet jak na LOUDNESS. The Nakigara jest absolutnie nijakim koncertowym "hymnem", a Wonderland to znów oparcie się o BLACK SABBATH, niestety mało odkrywcze.
Chwali się próba poszukiwań, ale jednocześnie nie ma tutaj motywu przewodniego, a jedynie ankietowanie słuchaczy i sprawdzenie, co chwyci i OEOEO to jedna z dziwniejszych kompozycji, bo z jednej strony jest tutaj tradycyjny heavy metal, a z drugiej kompletnie niepasujące syntezatory.

Mastering wykonał Ryuichi Tanaka, a za mix w różnych utworach odpowiadają Masahiko Sato oraz Masatoshi Sakimoto. Różnica jest słyszalna i to tylko podbija zbędny eklektyzm, obie wersje są solidne w tym, co robią, chociaż bardziej przychylam się do tego, co zrobił Sakimoto, to tradycyjny japoński sound podobny do heavy/power metalowych albumów ANTEM, Sato bardziej poszedł w przybrudzone, amerykańskie brzmienie.
Największym fanem Minoru Niihara nie jestem, ale na tym albumie spisał się w większości bardzo dobrze, bez problemu przebija się przez potężną sekcję rytmiczną i sprawdza się w cięższym repertuarze, chociaż nadal jestem zdania, że momenty łagodniejsze i spokojniejsze wychodzą mu średnio i w Wonderland nie porywa. Yamashita i Suzuki to świetna sekcja rytmiczna i nie zawodzą również tym razem. Wyborne basowe szarże i energiczna perkusja są absolutnie dewastujące i przykuwają uwagę, jednak nie tak bardzo, jak gra lidera Akira Takasaki. Wyborne sola gitarowe, nawet w słabych kompozycjach i technicznie temu albumowi nie mam absolutnie nic do zarzucenia. Zagrał fantastycznie, z luzem i polotem. Szkoda tylko, że tak jak jest bez wątpienia utalentowanym gitarzystą, to niestety nie jest tak dobrym kompozytorem. Za duży miszmasz i przede wszystkim za dużo. Gdyby ten album kończył się na pierwszej płycie, to bym mógł go uznać za dobry mimo nizin, ale CD2 ciągnie samuraja na dno. A trzeba oceniać przez pryzmat całości, a ogólnie ten album niestety w drugiej połowie już za bardzo się dłuży.
W 大和魂 odnajdują się świetnie i mam nadzieję, że na kolejnej płycie będzie tego więcej.


Ocena: 6.5/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości