Dark Empire
#3
Dark Empire - Humanity Dethroned (2008)

[Obrazek: R-5613328-1437940039-2875.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Eyes of Defiance 05:06     
2. No Sign of Life 05:05       
3. Humanity Dethroned 05:12     
4. The Forgotten Sin 08:26       
5. Faded Dreams 05:30     
6. Salvation Denied 05:16     
7. Prelude 03:14     
8. Haunted 05:28     
9. Possessed (We Are One) 05:10       
10. Closure 06:47

Rok wydania: 2008
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Jens Carlsson - śpiew
Matt Moliti - gitara, bas, śpiew (harsh), instrumenty klawiszowe
Andrew Atwood - gitara, śpiew (harsh)
Sam Paulicelli - perkusja

Distant Tides wywołało niemałą sensację w metalowym świecie, szczególnie w USA, które już w tamtym czasie nie było w najlepszej formie.
Patrząc na debiut dziś, nie nagrał przecież nic wyjątkowego, bo to nie było przecież nic innego, jak przetłumaczenie europejskiego power na USA, ale wtedy był to powiew świeżości i może nawet w pewnym stopniu był to prekursor i zachęta do tego, żeby amerykańskie zespoły nie bały się grać w europejskim stylu. Może nie tchnęło to drugiego życia w scenę USA, ale wyszło kilka wybornych, może nawet i zjawiskowych płyt.

Oczekiwania były ogromne, Moliti obiecywał więcej, ale lepiej, po trasie koncertowej na stałe w składzie zawitał drugi gitarzysta, doszedł również bardzo dobry perkusista Sama Paulicelli, a pierwsze materiały brzmiały obiecująco.
Album z początku był planowany na 2007 rok, jednak pojawiły się problemy. Wersje są różne, jedna mówi o zmianie wytwórni, inne o problemem z miksem i nagraniami.
Bardzo łatwo uwierzyć w wersję z nagraniami i miksem, bo brzmi to zupełnie inaczej od materiałów, które pokazywane były przed premierą.

Album wyszedł inny i trudno tutaj mówić o kontynuacji tego, co można było usłyszeć na Distant Tides, bo tak poprawnego amerykańskiego metalu, pokazującego kryzys sceny amerykańskiej jak Eyes of Defiance nie było. Oczywiście jakieś resztki są, na przykład w No Sign of Life, ale to są dosłownie resztki, ale jest to zagrane bardzo anemicznie. Humanity Dethroned to pewna próba łączenia power z death metalem i jest to całkiem udane, głównie jednak dzięki dobrej i energicznej perkusji i wysokiemu profesjonalizmowi Jensa Carlssona, który można odnieść wrażenie na tym albumie się marnuje i hamuje.
Najbardziej chyba jednak rozczarowują chyba sola gitarowe, a może nawet i gitary ogółem, które są kompletnym przeciwieństwem Distant Tides. Tam popisy były bardzo bogate, muzyka energiczna, tutaj jakby Moliti stał okrakiem, kompletnie niezdecydowany, w którą stronę by chciał iść, przez co wychodzi album schizofreniczny, z dość skromnymi partiami solowymi, bez energii, momentami nawet jakby bez przekonania, bardziej sztucznie nadmuchane niż autentycznie z energią. Bo jak określić The Forgotten Sin, jak nie dziurawym balonem, z którego niesystematycznie schodzi powietrze? Skandalicznym zagraniem jest puszczanie głosu Jensa przez filtry, ale tak nudny, niemal ośmiominutowy progressive metal zakrawa o groteskę i to jest kompletna kompromitacja. Wokalnie ustawione to jest fatalnie, melodie przesłodzone i bardzo sweterkowe, a środkowa partia rozdmuchana, dająca nadzieje na ogromne popisy gitarowe. Tymczasem są to sola bardzo proste i skromne. Z wielkiej chmury mały deszcz.
Faded Dreams to bardzo nudna próba grania modern metalu.
Salvation Denied to w końcu, nareszcie coś kompetentnie zagranego. Energia, moc, agresja, nawet dobrze wplecione harshe. Może ozdobniki mogły być lepsze i nijak mają się do debiutu czy PERSUADER, którego próbują kopiować, ale to jak na razie najlepsza kompozycja. Prelude ma przyjemne klawisze, ale poza tym to tylko poprawny wstęp do Haunted i można odnieść wrażenie, jakby to był od tego momentu kompletnie inny album. Jest energia, może refren jest z tych ogranych i przewidywalnych, ale lepsze to niż silenie się na DREAM THEATRE czy nieudolnego klona SYMPHONY X.
Wspominając o SYMPHONY X, to jest coś w Possessed (We Are One), gdzie uwagę ponownie przykuwa perkusja, ale refren jest wygładzony.
Na koniec Closure. Ballada, oszczędna w środkach, dobre wyciszenie na koniec, z rozczulającym śpiewem Carlssona, chórami w oddali, przyjemnym tłem klawiszowym. Ładnie to wszystko się rozwija, Jens rozwija skrzydła i jest nawet całkiem niezłe solo. Tylko bez sensu, że najlepsza melodia jest na końcu, gdzie Jensa już nie słychać.

Pod tym brzmieniem, tak jak poprzednio, podpisują się Jeremy Krull i Mika Jussila. Jussila chyba chciał złożyć tylko autograf albo podpisał in blanco. To niemożliwe, że osoba uznana, z ogromnym dorobkiem uznała, że coś tak paskudnego i obrzydliwego brzmi dobrze. Perkusja to karton, gitary płaskie, basu to prawie w ogóle nie ma. Brzmi to tak, jakby w ogóle nie zostało poddane jakiemukolwiek masteringowi. Kto wie, może po prostu usłyszał, co tu jest nagrane i wolał zapomnieć. Tylko Carlsson brzmi sensownie, ale to raczej zasługa jego samego i Emila Norberga.
Tylko Jens i Paulicelli tutaj nie zawiedli i podeszli do tego profesjonalnie, za co chwała. Moliti jednak rozczarował i to niesamowicie, nie tylko jako gitarzysta, ale przede wszystkim kompozytor.
Ciekawostką jest dla mnie Andrew Atwood, który z nieznanych przyczyn jest usuwany ze składu tego albumu i nie ma go na Metal Archives, wikipedii i kilku innych miejscach. Chciałoby się powiedzieć, że może chciał chronić karierę i zapomnieć, do czego przyłożył rękę. Problem w tym, że żadnej nie miał w tamtym momencie, bo do HELSTAR dołączył dopiero w 2016 roku, a pierwszy raz po odejściu z DARK EMPIRE można było go usłyszeć w 2014 w death/thrash metalowym THE SCOURGE na EP w 2014 roku i w którym nagrał album niemal równie kompromitujący w 2019 roku.
Taka zagadka i ciekawostka.

Część prasy próbowała bronić tego albumu, dając wysokie noty, ale zderzenia z brutalną rzeczywistością te recenzje nie wytrzymały, do tego stopnia, że niedługo po jego wydaniu skład rozleciał się kompletnie. Jensowi udało się wybrnąć argumentem odległości Oceanu, ale wiemy, ale złośliwi wiedzą, że to była czysto dżentelmeńskie nie i angielskie wyjście z sytuacji, za co ponownie chwała.
Moliti jakoś próbował ratować ten zespół, w pewnym momencie dołączył nawet tytan sceny szwedzkiej Urban Breed, ale zawinął się stamtąd równie szybko jak się pojawił.
Milczenie trwało długo, ale zespół powrócił w 2012 roku w nowym składzie. I świat zapłakał nad czarodziejem Moliti, po raz drugi.

Ocena: 5.7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Dark Empire - przez Memorius - 19.06.2018, 10:23:54
RE: Dark Empire - przez Memorius - 15.11.2018, 15:51:31
RE: Dark Empire - przez SteelHammer - 06.08.2020, 22:50:45

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości