Helicon
#1
Helicon - Helicon (1993)

[Obrazek: R-1792169-1503248213-1713.jpeg.jpg] 

Tracklista:
1. The Story About Helicon 02:15
2. Helicon Part II 06:40
3. It's Rock'n'Roll 05:00
4. Junk 04:26
5. Victim of Love 04:56
6. Freedom 06:08
7. Black & White 05:03
8. Come on Rock 06:18
9. Woman 05:23
10. There is No Rose Without a Thorn 06:29

Rok wydania: 1993
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Uwe Heppen - śpiew
Christian Guth - gitara
Tom Kusters - gitara
Sylvester Wasielewsky - bas
Andre Ostapeschen - perkusja

W drugiej połowie lat 80tych, na fali powodzenia melodyjnego power metalu wylansowanego przez HELLOWEEN w Niemczech, zaczęło powstawać sporo zespołów, szukających sukcesu w podobnym graniu. Jednym z nich był HELICON, założony w 1986 roku w Aachen.
Początkowo grupa miała wokalistkę Andree Münster i pod tym względem należała była raczej nietypowa dla powstającego gatunku. Zanim jednak nagrany został pierwszy album - "Helicon", zastąpił ją Uwe Heepen, frontman o głosie rozpoznawalnym, ale bardziej pasującym do zespołów hard rockowych, niż power metalowych, co zresztą słychać na tym albumie. Debiut miał miejsce bardzo późno i już w momencie, gdy pierwsza fala zainteresowania taką muzyką znacznie opadła. Płytę wydała w kwietniu 1993 Noise Records.

HELICON mając pewny przegląd sytuacji z kliku lat poprzedzających uniknął kopiowania HELLOWEEN z lat 80tych i wydał album bardziej w stylu GAMMA RAY, pełen energicznych wpadających w ucho melodii, szybkich temp i prostych refrenów. Całość poparta była dobrymi umiejętnościami muzyków, którzy bardzo sprawnie odegrali nieskomplikowane kompozycje oraz wyjątkowo dobrą produkcją. Jest to duży atut tej płyty, zważywszy jak wiele płyt z power i heavy metalem w tym czasie i nieco wcześniej w Niemczech położyła słaba produkcja. Album wypełniają wesołe, zaprawione rockiem i hard rockiem numery, słuchając których ma się bezustannie wrażenie, że ten motyw już się gdzieś słyszało. Płyta oryginalnością nie grzeszy, ale i celem zespołu było tu raczej podarowanie słuchaczowi niecałej godziny miłej rozrywki, niż odkrywanie nowych muzycznych lądów. Najbardziej zagadkowy jest tu rockowo-balladowy "There is No Rose Without a Thorn", gdzie uczucie deja vu jest przepotężne, ale nigdy jakoś nie udało mi się rozpoznać, skąd to jest wzięte. Płyta ma dwa killery w postaci doprawdy udanych szybkich speed melodii power kawałków "Junk" i "Woman", które chociaż bardzo proste odegrane zostały brawurowo i u każdego miłośnika takiego grania powinny wywołać uśmiech zadowolenia. Z innymi utworami jest już różnie, bo momentami jak w "Black & White" czy "It's Rock'n'Roll" ocierają się o kicz a w bardziej rozbudowanych "Helicon Part II" i "Freedom" jest za dużo chaosu. Te powyciągane z innych płyt motywy pozlepiane są w niezbyt przemyślany sposób i tylko zgrabne sola gitarowe są tu godne uwagi.
Wokalnie jak już wspomniałem, Heppen poradził sobie dobrze i można nawet powiedzieć, że trzyma wszystko w garści, śpiewając pewnie, zadziornie i z hard rockową werwą, bez wspinania się na górki. Solidny wokal, a przy tym zdecydowanie rozpoznawalny jako niemiecki.

Płyta wielkiego sukcesu nie odniosła, nie był to ani ten czas, ani sam album nie wychodził poza bardzo sztywne ramy gatunku, trafiając do wąskiego i kurczącego się grona odbiorców.
Grupa nagrał potem jeszcze jeden ostrzejszy i zdecydowanie kompromitujący LP power metalowy "Mysterious Skipjack" wydany w 1994 i zniknęła ze sceny muzycznej. Sam Uwe Heepen przypomniał osobie po kilku latach dwoma albumami solowymi z nieco inną bardziej progresywną melodyjną muzyką.
Reasumując, miła płyta, nieco naiwna i kiczowata, ale dobra. Może na kilka przesłuchań tylko ale pewne nutki w głowie zostają chyba na zawsze.


Ocena: 7/10

21.08.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości