My Refuge
#1
My Refuge - The Anger Is Never Over (2021)

[Obrazek: 929687.jpg?1650]

Tracklista:
1. Immortal Fire 05:04
2. War In Heaven 04:32
3. The River And The Rain 05:40
4. Winterland 05:39
5. The Last To Die 05:29
6. What If Tomorrow Never Came 04:41
7. Mistress Of The Dark 05:46
8. The Child And The Moon (Instrumental) 02:24
9. After Ten Years 05:00
10. Until The End 05:15
11. Memories 04:43
12. The Anger Is Never Over 05:51

Rok wydania: 2021
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Mauro Paietta - gitara, instrumenty klawiszowe
Javier Perez - bas
Mark Vetter - perkusja

MY REFUGE, projekt gitarzysty i klawiszowca Mauro Paietta, z kolejnego heavy metalowego tworu na miarę HOLLOW HAZE, po kilku latach milczenia postanawia powrócić ze swoim zespołem w innym wydaniu.
Tym razem jest to power metal, a że projekty wieloosobowe z gośćmi są bardzo popularne, to i w tę stronę poszli i album zostanie wydany 23 kwietnia 2021 roku przez Pride and Joy Music.

Goście. Może nie jest to lista długa jak u Mariusa Danielsena, a na pewno nie składająca się z wielkich nazwisk, ale jest to zespół bardzo kosmopolityczny, z sekcją rytmiczną z Hiszpanii i Niemiec, a wokalistami raczej nieznanymi i bez większych osiągnięć czy portfolio, którym mogli by się popisać. Wyjątkiem jest oczywiście Iggy Rod z DAMNATION ANGELS i może Andra Ariadna Chitu z Rumunii, która brała udział w X-Factor i udziela się w folk metalowym KA GAIA AN.
Muzyka próbuje być uniwersalna i jest to zlepek różnych pomysłów, od Grecji po USA, wypełnione po brzegi cytatami GAMMA RAY, HELLOWEEN, nawet są próby grania epic amerykańskiego w The Last to Die, ale z Brazylii do USA muzycznie wcale nie jest tak daleko. Cytaty wyłapać bardzo łatwo i pogłosy albumu The Dark Ride HELLOWEEN słychać w What if Tommorow Never Comes, są też bardzo namacalne wpływy Niemiec w Mistress of the Dark. Jest nawet Szwecja w After Ten Years.
Można odnieść wrażenie, że to próbuje być muzyka uniwersalna, ukłon w stronę metalowych tuzów w stylu GAMMA RAY Majestic czy LORD. Na tych albumach wpływy były bardzo jasno zaznaczone i ograniczone, aby album sprawiał wrażenie spójnego i całości, a nie zlepka losowych kompozycji w stylu AVANTASIA... I na tym ten album cierpi.
Wykonanie jest solidne, ale są momenty, kiedy jest to muzyka kompletnie nietrafiona i z wpływami nieprzemyślana, czego przykładem jest Until The End, w którym jest DESERT, neoklasyka, pijacki TANKARD, a zakończenie bardziej w stylu ALESTORM, a to wszystko oprawione Szwecją. Nawet miejsce na coś z NIGHTWISH się znalazło w Memories.
The Anger is Never Over to IRON FIRE w nienajczystszej postaci, bo jest też duch USA, co dopina podróż dookoła świata.

Produkcja jest solidna i brzmi to jak typowa power metalowa płyta, która spokojnie by mogła zostać wytłoczona przez wytwórnię z Zagłębia Ruhry. Uniwersalne brzmienie do uniwersalnej muzyki.
Takie rzeczy można grać dobrze i można grać lepiej, co już w tym roku pokazał Marco Garau w MAGIC OPERA. Tutaj jak na włoski projekt mało jest energii i mało się dzieje na dalszych planach, co rozczarowuje. Nie ma nawet tutaj jak tego bronić, że miało być światowo, bo i na poziomie światowym nie ma tutaj za bardzo czego pochwalić. Zaśpiewane dobrze, zagrane dobrze, ale zabrakło temu wszystkiemu pomysłu i polotu.
Album trwa godzinę i poza cytatami, puszczaniem oczka nie ma nic ciekawego, bo można przecież posłuchać oryginałów, i to lepiej, a może nawet i w pewnych przypadkach ciekawiej.
AVALAND ratował poziom wykonania, tutaj jednak jest prosto i bez blasku.
Płyta skierowana do każdego i niezbyt wymagająca, dla niewymagającego słuchacza i tylko takie osoby będą tym albumem zachwycone.

Ocena: 6.3/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Pride and Joy Music.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości